30 kwietnia 2016

17. Bo jutra może nie być.

       Być może za sprawą uporczywej muchy, a może z powodu otwartego na ulicę okna, Kasia wybudziła się ze snu szybko i gwałtownie. W krótkiej chwili zdała sobie sprawę z tego, że jest w mieszkaniu sama. To jakaś ironia losu, że sytuacja znowu się powtarza, westchnęła sama do siebie. Zaraz jednak do głowy zaczęły przychodzić jej informacje, które zdobyła w ciągu ostatnich paru godzin. Dziewczyna poderwała się na niewielkim, drewnianym łóżku i natychmiast skierowała w stronę biurka. "Oby miał jakieś kartki i pióro..." Na szczęście tego nie brakowało w kawalerce Słomskiego. Kasia nie tracąc czasu wyjęła jedną z czystych kartek, zamoczyła pióro w atramencie i zaczęła pisać:

       Jerzy Rudzki jest moim  prawnym opiekunem, wyznaczonym przez ojca. Sfałszował testament i obrączkę, oddał mnie w ręce pułkownika Sierskiego, by obserwować jego zachowanie. Zaaranżował tymczasowe małżeństwo ze Słomskim, jako zasłonę dymną... Oddałam mu listy ojca. Oddał mi prawdziwą obrączkę.

Można unieważnić małżeństwo.

Tu ręka dziewczyny zawahała się, po czym szybko dopisała:

Można unieważnić małżeństwo - do zrobienia w ciągu najbliższych dwóch tygodni.

Nie musi tego robić dzisiaj. Są rzeczy ważniejsze.

Mój ojciec został zamordowany. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że to jeden z jego przyjaciół. 
Na polecenie Rudzkiego zaprosić na obiad wszystkich z listy "przyjaciół" poleconych przez ojca - jak najszybciej. 

       "Zaraz, gdzie ta lista?" Kasia gorączkowo próbowała sobie przypomnieć nazwiska, które zostały na niej zapisane. "Rudzki, Słomski, pani Maria, Koterbski, Sierski... czy był ktoś jeszcze?" Zegar na pobliskiej wieży kościelnej zaczął wybijać szóstą. Wiedziała, że jeśli chce być w Biernacicach przez zmierzchem, to powinna się pospieszyć. Nie było czasu na czekanie, aż pan Słomski wróci do mieszkania. Blondynka wstała więc i usilnie próbując przypomnieć sobie pozostałe nazwiska zaczęła szukać w mieszkanku zapasowych kluczy. Miała wyjątkowe szczęście. Wisiały na haczyku przy kuchni. Narzuciła więc jeszcze tylko płaszcz wiszący na krześle i starannie zamykając drzwi opuściła niewielką kawalerkę.


*

       Gdy tylko do Marii dotarła wiadomość, że właśnie przyjechał pan Słomski i w dodatku z gościem, zaraz wesoło zabrała się do gotowania. Izaak Goldman zrobił na niej bardzo miłe pierwsze wrażenie. Był uprzejmy, bardzo elegancki i stateczny. Jan Słomski, jak na gospodarza domu przystało, choć serce mu się rwało do pozostawionej w mieście Kasi, musiał zabawić gościa rozmową i poczekać z wyjazdem chociaż do czasu, gdy nie zjedzą posiłku. Izaak był wreszcie w dobrym humorze.

       - Przyznaję, że doprawdy wspaniałe to wino i ten sielankowy widok za oknem. Nie dziwię się, że wolisz mieszkać teraz na wsi - życzliwie pochwalił Goldman i zaczął snuć opowieści o tym, jak przyjechali do Polski po raz pierwszy i także na początku trafili do pewnej wsi.

       Janek nie był się jednak w stanie skupić. Myślami był daleko, przy Rudzkim, ale najbardziej przy Kasi. Zganił siebie, że w obliczu tak poważnej sytuacji, kiedy tylko mały krok dzieli ich od odkrycia mordercy Andrzeja Dzierzyńskiego, on myśli tylko o niej. Więc skończyła się jego rola. Za kilka dni pójdą wyjaśnić wszystko w urzędzie, a Rudzki dostarczy im odpowiednich papierów, żeby urzędnik nie stawiał oporu. Czuł się jak błazen odgrywając rolę pana domu przez Goldmanem. Ale przecież wkrótce on wyjedzie, byleby tylko rozstali się w dobrym nastroju. Może mógłby poprosić Dzierzyńską, by zaczekali z unieważnieniem małżeństwa do czasu aż jego wspólnik nie odjedzie z Biernacic? To byłoby zbyt dużo dla niego. Ledwo ją zaakceptował. Mógłby wyjść w jego oczach na wariata...

       - Dobry wieczór... - dygnęła ciężarna panienka wchodząc do salonu. W Goldmanie coś się złamało. Przerwał opowieść i zapatrzył się na nią jak urzeczony.

       - Izaaku, pozwól, że przedstawię ci serdeczną przyjaciółkę mojej żony, Molly Andrews. Molly, to jest pan Izaak Goldman, mój dobrodziej i współwłaściciel fabryki.

       - Och! Bardzo mi miło! - uprzejmie dygnęła dziewczyna i pozwoliła na pocałunek dłoni.

       - Leah... Jesteś jak Leah... - szepnął wzruszony Żyd.
  
       Janek popatrzył na Molly zmieszany. Wcześniej do głowy nie przyszło mu podobieństwo panny Andrews do Leah. Ale stary Goldman miał częściowo rację. Obie miały podobny odcień włosów i troszeczkę ciemniejszą skórkę, nie były wysokie, miały podobne oczy... I nawet to, że Molly była teraz w ciąży... Co prawda nie był pewien, na ile Leah się z nim drażniła na ten temat, a na ile rzeczywiście jego pierwsza żona była w pierwszych miesiącach ciąży, ale Izaak gdy tylko usłyszał tą pogłoskę, święcie wierzył po jej śmierci, że stracił także wnuka.

       - Pan jest teściem pana Słomskiego? - zapytała szybciej niż pomyślała Molly. - To znaczy... pierwszym teściem... - wybąkała zawstydzona.

       - Tak, jestem! - odparł podnieconym głosem, nie zwracając uwagi na niezręczność tej sytuacji. - A ty moje drogie dziecko tak bardzo przypominasz mi moją ukochaną Leah... Ona zginęła na wojnie, też miała dzieciątko w sobie tak jak ty, była taka piękna, taka młoda. Tak bardzo ją kochałem...

       Goldman mówił i mówił, a Molly wzruszona stała naprzeciwko niego i słuchała potakując mu gorąco. Maria, która właśnie chciała podawać posiłek, usiadła w kuchni obserwując tą niezwykłą sytuację. Nie tylko ona. Chłopcy i Słomski, który postanowił wycofać się z rozmowy także w ciszy patrzyli. Nagle "świętą rozmowę" i nabożną ciszę wokół niej, przerwało gwałtowne otwieranie drzwi wejściowych i nerwowy głos Kasi już od progu:

       - Mario, trzeba zaprosić kilka osób na obiad! Musi być wystawnie!

       Janek poderwał się z krzesła. "To niemożliwe! Skąd ona się tu wzięła?"

        - Ma dar wchodzenia w odpowiednim momencie, prawda? - szepnął do Słomskiego porozumiewawczo siedzący obok Zbyszek.

       - Zdecydowanie... Tylko jej tutaj brakowało...

       Dzierzyńska stanęła w progu zdziwiona obecnością starszego, Żyda, przy tuszy. Stał przed Molly w co najmniej dziwnej pozycji. "Czy oni się obejmowali?" - przeszło jej przez myśl. Janek też tu był. Miała ochotę zrobić mu awanturę, że zostawił ją samą w tej kawalerce, a sam przyjmuje gości.

       - Panie Słomski, nie przedstawi mnie pan? - zwróciła się niemal wyzywająco w stronę Janka. Mężczyzna wstał niepewnie i nieswoim głosem zwrócił się do Goldmana:

       - Moja droga, to jest pan Izaak Goldman, mój dobrodziej i założyciel fabryki... Izaaku...

       - Mów mi.... TATO...- wychrypiał mężczyzna.

       - Jaki tato? - dziewczyna gniewnie zmierzyła wzrokiem gościa.

       - Jestem jego teściem - odparł. - A to Leah, moja ukochana córeczka i jego żona. - wskazał na zdumioną Molly.

       Kasia zaśmiała się nerwowo.

       - Pan jest szalony! Ja jestem jego żoną. A to jest Molly Andrews, a nie żadna Leah! - w oczach dziewczyny pojawił się ogień.

       - Nie masz serca Kate! Ten człowiek stracił córkę! - oburzyła się Amerykanka czule patrząc na Goldmana.

       - Panie Słomski! Proszę natychmiast to wszystko mi wytłumaczyć! - zażądała Dzierzyńska gniewnie marszcząc brwi.

       Janek patrzył na nią zaskoczony. Była zła, naprawdę zła. I choć jemu samemu było bardzo nie w smak zachowanie wspólnika i jakby nie patrzeć byłego teścia, to widok jej gniewnej twarzy wzbudził w nim uśmiech. Nagle uświadomił sobie coś czego wcześniej nie dostrzegał. Zobaczył iskrę nadziei.

       - Mario, podawaj do stołu. My zaraz dołączymy - powiedział i przepraszającą skinął głową w stronę pozostałych. - Moja droga... pozwól na chwilę - bardziej rozkazał niż poprosił chwytając ją za rękę i wyprowadzając z salonu.

       Gdy znaleźli się sami, tak by nikt nie mógł ich słyszeć i Kasia już otworzyła usta by wyrzucić wszystko co ją w nim złościło, Janek delikatnie dotknął palcem jej policzka.

       - Jesteś zazdrosna! - wycelował w nią słowami niczym sztyletem.

       - Nie! Nigdy! - zaprzeczyła gorąco zapominając o wszystkim co chciała powiedzieć.

       - A jednak jesteś... - stwierdził pewnie, bardziej miękkim głosem.

       - O czym ty mówisz? Przecież jutro rano możemy pójść do urzędu i pokazać, że to wszystko nieważne!

       - To po co chcesz robić mi awanturę, bo chcesz, prawda? - przekomarzał się z nią mężczyzna, jego kąciki ust delikatnie unosiły się w przyjaznym uśmiechu. - Jeśli jestem fałszywym mężem, to nie ma po co robić awantur, prawda?

       - Po prostu to niedopuszczalne... - zaczęła znowu podniesionym głosem starając się nie tracić rezonu i wtedy zaryzykował. Zamknął jej usta swoimi ustami. I nie pozwalał jeszcze przez dłuższą chwilę mówić. A kiedy wreszcie oderwał się od pocałunków wyszeptał cicho:

       - Już nic nie mów dobrze?

       - Ale jak mam nie mówić, skoro nic z tego nie rozumiem? - spytała gorączkowym głosem. Serce biło jej jak oszalałe.

       - Czego nie rozumiesz? - spytał patrząc tymi swoimi pięknymi niebieskimi oczyma. Nie była pewna, czy jej się wydaje, czy widzi w nich łzę. - Kocham cię. Życie bym za ciebie oddał. Ale przecież ty to wiesz.

       Popatrzyła na niego zdumiona. I nagle wszystko zaczęło układać się w całość. Cały czas ją chronił, był blisko, pomagał. Więc nie nienawidził jej, nie prowadził zimnej kalkulacji, dla niego to nie było fałszywe małżeństwo... A teraz stał przed nią taki piękny, choć z tą wychudzoną, trochę zarośniętą twarzą, z jeszcze niezabliźnionymi ranami i siniakami i oczami zadawał niepewne pytanie, które było zbyt nieśmiałe by wyrzekły je usta. Teraz i jej oczy się zaszkliły i nie wahając się chwili dłużej, wyrzucając na bok dziewczęcy wstyd i arystokratyczną dumę, przywarła blisko do jego piersi, objęła mocno dłońmi jego szerokie plecy i wyszeptała:

       - Janku... Mój kochany Janku... Ty jesteś jedyny na świecie... Przepraszam, że tak długo zwlekałam, żeby Ci o tym powiedzieć...

       - Długo? To znaczy...? - spytał po chwili, odsunąwszy dziewczynę delikatnie od siebie, by widzieć jej oczy. Kasia zarumieniła się.

       - Po prostu, za długo - stwierdziła zawstydzona. To było zbyt krępujące, by przyznawać się do tych wszystkich chwil, kiedy na jego widok biło jej szybciej serce. Być może kiedyś odważy się mu o nich opowiedzieć.

       - Po prostu. Rozumiem - uśmiechnął się, ocierając resztki jej łez z policzka. Po chwili jednak spoważniał - Czyli chcesz mnie?

       - Chcę. Bardzo chcę... - powiedziała cicho. Słomski nie miał zamiaru odczytywać tego w jakikolwiek dwuznaczny sposób, ale cichy szept ukochanej kobiety, która, przecież prawnie była jego żoną, obudził w nim długo tłumione pragnienia.

       - To pocałuj mnie - szepnął zmienionym, trochę zduszonym głosem. Kasia nieśmiało dotknęła jego twarzy. Zarost drapał jej opuszki palców. Przy uchu miał ranę której wcześniej nie zauważyła, ostrożnie ją ominęła wtapiając się w ciemne, gęste włosy. Musiała delikatnie unieść stopy by dotknąć jego ust, a potem by się w nich zatopić. - Chodź... - Janek przerwał gwałtownie pocałunek i wziął dziewczynę na ręce. Zauważyła na jego twarzy grymas bólu.

       - Boli cię... postaw mnie, pójdę sama...

       - Ciiii... - przerwał jej. - Nawet nie wiesz, jak długo na to czekałem, by zanieść cię na rękach...

       - Panie Słomski? Pani Słomska? Czy wszystko w porządku? - dało się słychać zbliżające się kroki i zaniepokojony głos Mirka.

       - Puść mnie proszę... Chyba musimy iść... - spanikowała Kasia oblewając się soczystym rumieńcem.

       - Chyba tak - potwierdził z niezadowoleniem Słomski stawiając ostrożnie dziewczynę na podłodze.

       Gdy wrócili do salonu, Goldman z Molly kończyli właśnie posiłek, nadal nieustannie rozmawiając. Kasia niepotrzebnie bała się, że wszyscy zobaczą jej pokrytą rumieńcem twarz, czy ślady pocałunków, jeśli takowe mogą w ogóle pozostawiać ślady.

        - Och jesteście wreszcie! - nie kryła zniecierpliwienia Andrews. - Pan Goldman zaproponował bym pojechała razem z nim do Łodzi, ma tam wygodnie mieszkanie, w którym mogłabym zamieszkać razem z dzieckiem, jak już się oczywiście urodzi.

       - Zamierza pan wrócić na stałe do Polski? - spytał zdziwiony Janek.

       - Biorę poważnie pod uwagę taką możliwość - odparł poważnie Żyd.

       - Ależ Molly, poznałaś pana Izaaka Goldmana dopiero dzisiaj... - próbowała zaprotestować Kasia.

       - Tak! I to wszystko dzięki panu Jankowi! Cudownie, że pan dzisiaj zaprosił pana Goldmana! - westchnęła z zachwytem. - To taki wspaniały człowiek...

       Janek i Kasia wymienili między sobą zdumione spojrzenia, po czym uśmiechnęli się porozumiewawczo.

       - Dobrze więc. Ale do czasu rozwiązania Molly zostanie w Biernacicach. Nie możemy narażać jej w tak zaawansowanym stanie - zadecydował Słomski.

       - Zgadzam się w zupełności. Zdrowie panienki i dziecka ponad wszystko! - przytaknął starszy mężczyzna podnosząc się z siedzenia. - Jestem zmęczony. Jak mniemam Słomski, tym razem nie odeślesz mnie do hotelu?

       - Zaraz przygotuję dla pana pokój! - zaoferowała uprzejmie młoda pani domu. - Proszę za mną.

       Kasia pokrzątała się chwilę w gościnnej sypialni, po czym zaprosiła Goldmana do środka.

       - Gdyby pan czegoś potrzebował, proszę prosić panią Marię, zna się na wszystkim doskonale. Nie mamy dużych wygód, ale mam nadzieję, że będzie się panu dobrze tutaj spało...

       - Dziękuję pani Słomska. -ukłonił się elegancko- I przepraszam - dodał po chwili, a widząc nieme pytanie w oczach młodej dziewczyny wyjaśnił: - Obawiam się, że za bardzo zażartowałem w Pani obecności, byłem chyba zbyt złośliwy, może rozgoryczony... Zawsze chciałem, by moja Leah wyszła za mąż z miłości, by była szczęśliwa. A ja chcąc ją chronić przed nieprzychylnym wzrokiem, jakim patrzyli na Żydów, wydałem ją za mąż na siłę za Jana. Wydawał mi się dobrym chłopakiem, był pracowity, wydaje się także, że podobał się kobietom. Myślałem, że nic wspanialszego mojej Leah nie może się trafić. Ale prawda była taka, że nie kochali się. Ani ona jego, ani on jej, choć usilnie próbował mi to udowodnić i kto wie, może się starał... A wy się kochacie i chyba to mnie tak zezłościło. Jeszcze raz przepraszam Panią. - ukłonił się ponownie.

       Wyznanie Goldmana ucieszyło ją. On widział, że się kochają, zanim to sobie wyznali. Ilu jeszcze o tym wiedziało? Czy tylko sami przed sobą oszukiwali? Bo się bali?

       - Pani Słomska... Pani Słomska...- szeptała z lubością- Kocham go! Kocham go! Kocham go! - szeptała pod nosem, choć najchętniej wykrzyczałaby to na głos. Nagle ktoś chwycił ją wpół i przytulił mocno.

       - Ja też cię kocham, pani Słomska... - powiedział nie próbując nawet udawać, że nie podsłuchiwał.

       - Wiesz, że jutro jest obiad? - spytała z niepokojem w głosie.

       - Jak co dzień? -próbował uśmiechnąć się Janek, chociaż dobrze wiedział o czym mówi.

       - Nie, TEN obiad - odparła z powagą.

       - Wiem Kasiu, wiem. Ale to jutro. Dzisiaj, i może tylko dzisiaj, nie obchodzą mnie mordercy, oszuści, dyrektorzy fabryk, wszyscy... Dzisiaj jesteś tylko ty. Spędźmy tę noc, jakby jutro nie było.

        - Bo może nie być, prawda? - spytała podnosząc na niego ufnie oczy.

       - Może - odparł cicho.


      
*************************************************************
Przyznaję, przerwa była dość długa. Czy ktoś nadal czyta to opowiadanie? Piszcie w komentarzach :) Kolejny rozdział już napisany. Jeśli ten będzie cieszył się zainteresowaniem, zostanie wkrótce (w przeciągu tygodnia) wstawiony.

Pozdrawiam,
Z.ola



       

5 komentarzy:

  1. Czekałam na ten rozdział i czekam na kolejne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeny, myślałam, że całkiem zniknęłaś! Jak dobrze, że jesteś ;*
    Będę czytała z uwagą!
    candlestick z
    Crown's Jewel.
    Buzzing Blood

    OdpowiedzUsuń
  3. A więc się uroczo pogodzili. Całkiem to miłe, ale ja nie dostrzegam w nich jeszcze tego płomiennego uczucia, lecz to może z winy tego, że nikły ze mnie romantyk. Obawiam się jednak, że dziewczyna mogła nieopatrznie zostawić tę karteczkę na widoku lub, że trafi ona w niepowołane ręce.
    Zastanawiam się co jeszcze mógłbym napisać, a Molly mnie zadziwiła, bo nie wyobrażam sobie, by jakakolwiek kobieta chciała zamieszkać z obcym mężczyzną, którego prawie nie zna, ale to jest Molly, wiec... może im to wyjdzie na zdrowie, obojgu. W sensie ona zastąpi mu córkę, on jej ojca, jakiego nigdy nie miała, bo ten jej to chyba szczególnie się nią nie interesował, no i dziecko będzie miało jakiegoś dziadka. Ciekawe tylko czy tatuś dla maleństwa się znajdzie, no i kto taki zabił Andrzeja.

    Pozdrawiam i szybko dodaj kolejny rozdział:
    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam..co dalej?

    OdpowiedzUsuń