18 września 2015

14. Złodziej w domu!



       Na dużym zegarze miejskim dochodziła już czwarta po południu. Jan Słomski nerwowo spojrzał na niego przez okno wychodzące z gabinetu, na samej górze budynku, w którym mieściła się fabryka. Przez myśl przemknęła mu obietnica, którą złożył wychodząc spiesznie z domu. Nie mógł jednak przewidzieć, że sprawy przybiorą taki obrót. Z trudem udało mu się, po krótkiej, uciążliwej przechadzce po halach, zaciągnąć pijanego Goldmana do pokoju i ułożyć na fotelu. Właściciel fabryki pochrapywał teraz w najlepsze, co jakiś czas gwałtownie przewracając się z boku na bok. Za każdym razem wydawało się już, że obsunie się na podłogę, ale jakimś cudem zatrzymywał się zawsze na drewnianych, bogato zdobionych oparciach.

       - Czy mogę już wyjść do domu? - zza drzwi nieśmiało wychyliła się głowa jego sekretarza. Słomski przytaknął, choć wyraźnie nie w smak było mu zostawanie sam na sam z Izaakiem Golmanem.

       - Zaczekaj... - zawołał nagle z błyskiem w oku, gdy ten odwrócił się już z zamiarem wyjścia. - Czy mógłbyś wyświadczyć mi przysługę?

       Starszy, chudy mężczyzna zawahał się, ale wrodzona uprzejmość i szacunek dla pracodawcy przeważyły.

       - Co mógłbym jeszcze dla pana zrobić? - spytał grzecznie.

       - Zamów pokój hotelowy dla pana dyrektora. I... sam chyba nie dam rady znieść go na dół... Pomożesz mi? - spojrzał prosząco.

       - Pomogę -odparł przeciągle wzdychając. - Cóż robić? Cóż robić? - pomarudził po nosem, po czym sprawnie zabrał się do pracy. Po niespełna pół godzinie, Izaak Goldman został odtrasportowany do pobliskiego hotelu. Niepotrzebne były obawy Słomskiego, że mężczyzna się przebudzi i zacznie robić awanturę, Żyd spał twardym snem i gdy tylko został położony na miękkim łóżku, znowu dało się słyszeć jego miarowe chrapanie.

       Janek cicho zamknął drzwi, podziękował serdecznie pomagającemu mu sekretarzowi i wolnym krokiem skierował się ku recepcji, by dokonać stosownej opłaty. Jego myśli mimowolnie znowu zajęła jasnowłosa dziewczyna. Nie powinien był przekraczać niepisanej granicy. To nie był dobry czas, by poddawać się ponownemu uczuciu, nawet jeśli ona nie miałaby nic przeciwko temu. Zmieniła się. Nie mógł tego nie zauważyć. Okazywała mu szacunek, jakąś taką troskę, ofiarowywała mu swoją przyjaźń, a wczoraj nie cofnęła swoich ust przed pocałunkiem. Czy była z nim szczera? Na początku był jej Wybawicielem w kłopotach z testamentem, w dodatku z całkiem dobrym statusem społecznym i finansowym. Teraz wszystko uległo zmianie. Sprawa z testamentem utknęła w miejscu, a odwiedziny Goldmana zwiastowały rychły koniec finansowy fabryki. Jeśli szybko czegoś nie wymyśli, to on zostanie na jej łasce. Oczywiście odejdzie, jak tylko Rudzki potwierdzi bądź zaprzeczy swoje przypuszczenia. Jego duma nigdy nie pozwoliłaby mu powtórzyć sytuacji sprzed lat. Serce zakuło go boleśnie na samo wspomnienie.

       - Panie Słomski? - usłyszał swoje nazwisko gdzieś za sobą. - Panie Słomski, mieliśmy uregulować kwestie pobytu Pana gościa w naszym hotelu – uprzejmie przypomniała młoda recepcjonistka.

       - Ależ oczywiście! - uśmiechnął się do niej i wyciągnął portfel. -Mam nadzieję, że mój przyjaciel nie sprawi Państwu dużego kłopotu. Gdyby chciał ze mną rozmawiać... Tu jest moja wizytówka. Przyjadę tu jutro w południe. Bardzo proszę powiedzieć, żeby na mnie zaczekał.

       - Dobrze. Proszę się nie martwić – odwzajemniła uśmiech kobieta i zapisała kilka słów w swoim notesie.


       W Biernacicach dzień upłynął dla wszystkich pracowicie. Pani Maria wzięła sobie za punkt honoru umyć wszystkie świeżo wstawione okna. Kasia z niewielką pomocą Molly, dokończyła szycie zasłon, które potem Zbyszek zawiesił, a Mirek, pomimo narzekania, że to strasznie niemęskie zajęcie, wyszorował porządnie podłogę. Po późnym obiedzie, każdy zajął się swoimi sprawami. Pani Maria robieniem chleba i potrawy na kolację, chłopcy naprawą płotu, Molly czytaniem, a Kasia przez nikogo nie zauważona zaszyła się w gabinecie ojca. Postanowiła, że najwyższy czas i tam zrobić porządek.

       Dziewczynę tak pochłonęła praca nad układaniem książek i dokumentów, że nie zauważyła nawet, kiedy za oknem zaczęło robić się ciemno. Dopiero kiedy Molly zaczęła jej szukać i wołać na kolację, wyprostowała skurczone ramiona, otrzepała spódnicę z kurzu i zamykając drzwi gabinetu na klucz, poszła do salonu.

       - Jest i nasza Pani! - zawołała wesoło gospodyni. - Tylko jeszcze Pana Słomskiego nie widać. Obiecał być wcześniej niż wczoraj... Nie podoba mi się takie zachowanie – zachmurzyła się nagle. -Mąż to powinien w domu chociaż trochę być i z żoną młodą spać! Kto to widział tak się zachowywać zaledwie kilka dni po ślubie?

       Jasnowłosa dziewczyna spłonęła soczystym rumieńcem. Janek wszedł cicho do salonu. Na jego twarzy malowało się zmęczenie.

       - Dobry wieczór! - zawołał próbując brzmieć wesoło, po czym podszedł do Kasi, pocałował ją delikatnie w policzek i powiedział: - Przepraszam Moja Droga, nie mogłem wcześniej. Sprawy służbowe.

       Ten mały gest zaskoczył nie tylko zmieszaną dziewczynę, ale i pozytywnie udobruchał panią Marię, która szepnęła do siedzącej obok niej Molly z satysfakcją:

       - A jednak nie miałaś racji. Przez ciebie, mało co, bym niesłusznie osądziła tego porządnego młodego człowieka.

       - Niech sobie pani mówi, co chce, ja tam wiem swoje – mruknęła Molly, po czym najsłodszym i jednocześnie najbardziej zbolałym głosem jęknęła: - Kate... Śpij proszę dzisiaj przy mnie, tak źle się czuję...

       - Co ci jest panienko Molly? - natychmiast poderwał się od stołu Zbyszek. Andrews posłała mu gniewne spojrzenie. Wszyscy oprócz Kasi, spojrzeli nieco zdezorientowani na ciężarna kobietę. Blondynka starała się pohamować uśmiech, przypominając sobie gorliwą obietnicę przyjaciółki, że nie zostawi jej na pastwę tego strasznego człowieka. Przez chwilę żałowała, że zgodziła się na ten plan. Bo pomimo niepokoju, który zasiała w niej Molly, gdzieś w środku, bardzo pragnęła być blisko Janka. Czy gdyby byli w jednym pokoju, całowałby ją tak jak wczoraj?

       - Źle się czuję. Chciałabym mieć Kate blisko siebie.

       - Pani Kasia jest już mężatką – upomniała ją srogo Maria. - Jeśli źle się czujesz, ja z tobą zostanę.

       Jasnowłosa stłumiła wybuch śmiechu. Janek spojrzał na nią zagadkowo, potem znowu na Molly i znowu na Kasię. Westchnął krótko, a usta rozchyliły mu się w delikatnym uśmiechu:
       - Nie mam nic przeciwko. Jeśli panienka Molly tak cię potrzebuje...Ciężarnej nie wolno odmawiać. - powiedział patrząc głęboko i trochę wyzywająco w oczy Kasi.

       - Więc postanowione! - ucieszyła się Amerykanka. - Możemy już zacząć jeść?

       - Nie widzę przeszkód. Podać Ci coś... Kochanie? - zwrócił się do zmieszanej blondynki Słomski.

       - Poproszę... - powiedziała zduszonym głosem Kasia. Przejrzał ją na wylot. Tylko którą część niej samej? Tą, która bała się go i potwierdzała groźne przypuszczenia pułkownika, a teraz też Anrews, czy tą, która płonęła, gdy był blisko i patrzył na nią tak jak w tej chwili?


       Po kolacji, po zdawkowej rozmowie z udawaną żoną, Słomski postanowił nie tracić więcej czasu i przystąpić do wykonania zadań, które powierzył mu detektyw Rudzki. Na rękę był mu wymysł Molly, by Dzierzyńska spała z nią tej nocy. Dzięki temu, nie będzie musiał się wymykać ze wspólnego pokoju i obawiać się, że obudzi dziewczynę. Bawiło go sama myśl o pannie Andrews, jako obrońcy cnoty i szczęścia Kasi. Dziewczyna musiała ją wtajemniczyć w to co zaszło między nimi poprzedniego wieczoru. Może nawet Molly wie o całym tym udawanym małżeństwie. Teraz, to już nawet nieważne. Ważne, by tej nocy znalazł to, czego chciał Rudzki i raz na zawsze zakończył ta sprawę.


       Po kilku godzinach rozmyślań, kalkulacji finansów fabryki i analizy podejrzeń Rudzkiego, mężczyzna wreszcie przestał słyszeć odgłosy domowników. Wystarczyło teraz tylko odczekać jeszcze chwilę dla pewności i mógł wejść do gabinetu Andrzeja Dzierzyńskiego. Gdy był chłopcem, kilka razy udało mu się tam wejść, razem ze swoim ojcem, który wypełniał rachunki. Musiał wtedy porządkować dokumenty według ścisłych zaleceń. Dokumenty o które prosił Rudzki mogą być trudne do znalezienia, ale miał kilka pomysłów, gdzie ich poszukać. W kieszeni spodni szybko odnalazł klucz do pokoju. Wiedział, że Dzierzyńska go zamknęła przed innymi, co było jego zdaniem bardzo dobrym posunięciem, dlatego ostatniej nocy wykradł jej go wieczorem, i dziś, bardzo wcześnie rano odłożył na miejsce, posiadając już jego doskonałą kopię.

       Wreszcie wyślizgnął się cicho na korytarz, doszedł na palcach, bosymi stopami do właściwych drzwi i najciszej jak potrafił włożył klucz do zamka. Nie wszedł gładko. Słomski w napięciu wsuwał go kilka razy i przekręcał, próbując dostosować świeżo wyrobiony klucz. Za każdym razem zamek skrzypiał niemiłosiernie. Nagle, któreś drzwi w korytarzu także skrzypnęła, otworzyły się delikatnie i jakaś postać zrobiła kilka kroków do przodu. Mężczyźnie zrobiło się gorąco. Przylgnął całym ciałem jak najbliżej ściany. Znowu ktoś zrobił kilka kroków naprzód. Janek wstrzymał oddech, gorączkowo próbując wymyślić sensowną wymówkę dla swojej obecności w tym miejscu, o tej porze. Postać na końcu korytarza zapaliła świecę i ruszyła cicho naprzód, wyraźnie nasłuchując niepokojących odgłosów. Wątłe światło pokazało kontur jej ciała. Szczupła, wąska w talii, z długimi, rozpuszczonymi włosami, sięgającymi za ramiona w zwiewnej koszuli nocnej. Słomski odwrócił się i szybkim ruchem podjął próbę wyjęcia klucza z drzwi gabinetu.

       - Zaklinował się? - szepnął złośliwie miękki, kobiecy głos, tuż za nim.

       - Tak - odparł krótko. - Zaklinował się.

       - Czego chcesz z gabinetu mojego ojca? - spytała gniewnie dziewczyna.

       - Błagam, bądź trochę ciszej. Możemy o tym porozmawiać, ale czy musimy budzić cały dom?

       - Boję się ciebie. Zaraz zacznę krzyczeć! - rzuciła ostrzegawczo, trochę cichszym głosem.

       - Cicho!- szepnął nagle zatykając jej usta i przyciskając ją do ściany. - Co to za odgłosy?


       Oboje umilkli i zaczęli nasłuchiwać. Coś delikatnie uderzyło o zewnętrzną ścianę domu, w pobliżu miejsce, w którym się znajdowali. Kasia zaczęła się wyrywać przerażona.

       - Puszczaj... To twoi wspólnicy? - wysyczała spod mocno zakrywającej jej usta dłoni.


       - Bądź cicho, to złodzieje. I chyba również próbują się dostać do gabinetu twojego ojca, tylko przez okno...- powiedział ledwie słyszalnym szeptem. Serce prawie stanęło mu ze strachu. Rudzki miał rację. Będą się tym interesować. - Kasiu... Posłuchaj mnie proszę uważnie. Macie tu jakąś broń?

       Dziewczyna z przerażeniem spojrzała na Słomskiego, ale pokiwała twierdząco głową.

       - To dobrze. Jak najciszej pójdź po nią. Tylko szybko. I daj mi swój klucz do gabinetu.

       - Co chcesz... zrobić? - spytała drżącym głosem. - Oni cię zabiją?

       - Nie bój się, to tylko złodzieje. Nie zrobią nam krzywdy -odparł siląc się na słaby uśmiech. - No, już, biegnij po broń. Postraszymy ich, to zaraz uciekną! - ponaglił ją. Kasia przytaknęła posłusznie i pospieszyła wykonać polecenia. W tym czasie Janek w duchu obmyślał strategię działania. Po odgłosach wiedział, że musieli właśnie wchodzić przez okno. Nagle jeden z nich upadł z łomotem na podłogę. Nastała chwila ciszy. Wyraźnie musieli nadsłuchiwać, czy nikogo nie obudzili, po odczekaniu kilku minut, dało się słyszeć tylko bardzo ciche przewracanie kartek papieru. Wtedy przyszła z powrotem Kasia. Tak cicho, że nawet się nie spostrzegł, gdy stanęła obok niego.

       - Złapiesz ich? - szepnęła podając mu broń. Słomski popatrzył na nią z troską.

       - Postaram się. Teraz odejdź stąd, ukryj się gdzieś. Najlepiej zamknij się na klucz w pokoju z Molly – szepnął. - Już. Idź.


       Gdy blondynka posłusznie zniknęła w głębi korytarza, pewnym ruchem otworzył drzwi. Mężczyźni w środku zaskoczeni wzdrygnęli się. Słomski szybko zlustrował ich spojrzeniem, by zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Nigdy nie widział tych osób na oczy. Jeden z nich, bardzo dobrze zbudowany rzucił się na niego. Zaczęli się szamotać po podłodze, strącając książki i drobne przedmioty.

       - Ciszej, bo obudzisz cały dom! -wysyczał zdenerwowany drugi, wątlejszy zbir. - Uduś go, a potem szybko upozorujemy samobójstwo.

       Janek wykorzystując chwilę nieuwagi przeciwnika kopnął go z całej siły w brzuch. Osiłek zatoczył się, po czym ciężko dysząc zwalił się całym ciałem na Słomskiego i uderzył go w szczękę.

       - Miałeś go zabić bez śladów!

       Nagle z głębi domu dało się słyszeć głośny przeraźliwy krzyk kobiecy:

       -Pomocy! Złodzieje! Mordercy!

       - I masz, co zrobiłeś! Przywal mu jeszcze, żeby nie pamiętał jak się nazywa i uciekamy!

       Olbrzym podniósł się z podłogi i wymierzył Słomskiemu kilka mocnych ciosów. Ten próbował jeszcze wstać i zamachnąć się na zbira, ale zatrzymał go nieznośny ból w klatce piersiowej, tak, że upadł bez sił na podłogę. Dwaj mężczyźni uciekli czym prędzej oknem, a potem znikli w czeluściach ciemnej nocy. Do gabinetu zbiegli się wszyscy. W szlafrokach, koszulach nocnych, na boso. Każdy z tym co miał pod ręką.

       -Janek! Janek! - krzyknęła przerażona Kasia, widząc Słomskiego leżącego bez ruchu. - Pani Mario, proszę go ratować! - zawołała ze łzami w oczach klękając przy nim.

       - Co tu się stało? Żeby na poczciwych ludzi napadać! Odsuń się dziecko, trzeba sprawdzić czy oddycha – stwierdziła rzeczowo, nie mniej jednak przestraszona gospodyni. -Oddycha – odparła po chwili ciszy. -Ale słabo. Przynieście tu koc, poduszki, wodę, wino i świeże prześcieradło. Nie będziemy go na razie stąd przenosić.

       Dzierzyńska pierwsza pobiegła do kuchni, by przynieść rzeczy potrzebne do opatrunku. Reszta rozbiegła się do innych pokoi, przynieść pozostałe rzeczy o które prosiła Maria. Młode kobiety płakały.

       - Wrócą tu i zabiją nas wszystkich, jak pana Słomski! - chlipała Andrews. - Boisz się też, Kate?


       Kasia jednak nie słyszała pytania. Była jakby nieobecna. W duchu powtarzała bez przerwy słowa krótkiej modlitwy: "Żeby żył" "Proszę, żeby żył" Nie było jednak powodów do obaw. Starsza kobieta sprawnie oczyściła mężczyźnie rozciętą szczękę i po krótkich oględzinach stwierdziła zadowolona:

       - Nie ma złamań, ani obrażeń wewnętrznych. Jest mocno pobity w wielu miejscach, ale po kilku dniach powinien chodzić o własnych nogach. Idźcie spać. Ci ludzie nie wrócą tu już dzisiejszej nocy.

       - Och ja się i tak boję! - szlochała Molly. Starszy z braci podszedł do niej nieśmiało i powiedział grubym, trochę schrypniętym po nocy głosem:

       - Będę czuwał przy twoim i pani Kasi pokoju.

       - Och, panie Zbyszku! Dziękuję... - uśmiechnęła się poprzez łzy Amerykanka. - Chodź już Kate...

       - Ja zostaję tutaj – odparła stanowczo Dzierzyńska. -Będę zmieniała mu okłady. Muszę przy nim czuwać.

       Maria spojrzała na nią badawczo, po czym przytaknęła:

       - Dobrze, przyniosę ci więc świeżą wodę i dodatkowy koc dla ciebie, a później się położę.



       Ciemne włosy mężczyzny były pozlepiane ze sobą od krwi i potu. Kasia delikatnie odgarnęła je z chłodnego czoła. Dotknęła jego szyi i ramion. Były chłodne, pomimo przykrycia kocem. Dziewczyna przestraszona otuliła go jeszcze swoim własnym okryciem i zaczęła intensywnie pocierać jego ramiona, ręce i nogi, żeby poprawić krążenie. Wtedy otworzył oczy i spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zaraz zamknął je, wykrzywiając się w bólu.

       - Janek...  - szepnęła, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. - Tak bardzo się bałam, że się nie obudzisz.

       Głowa mu pękała od zadanych ciosów i tysiąca myśli. Nie obronił jej. Klęczy przy nim. Szepcze coś, szpecze tak słodko... Zamknął ciężkie powieki. Było ich dwóch. Zapamiętał wiele szczegółów, ale to tylko sprawi, że będzie teraz na celowniku. Musi opuścić ten dom. Nie może narażać jej na niebezpieczeństwo. Ale najpierw... Ręką odszukał nieudolnie dłoni dziewczyny.

       - Kasiu... Musisz coś znaleźć. Teczkę z numerem 1...9...1...7...0...2...2...3... Zaufaj mi, nie pytaj o nic. Nie czytaj jej zawartości.  Znajdź teczkę i daj mi ją.  Znajdź ją tej nocy. Później może być już za późno – powiedział cicho, po czym zebrawszy cały pokład sił, podniósł się na ramionach, a potem przeszedł na klęczki i opierając się o krzesło wstał.

       - Nie możesz wstawać! Połóż się proszę! - zaprotestowała, gdy próbował ją odsunąć.

       - Panienko Kasiu, nie mamy zbyt wiele czasu, a ja nie mam zbyt wielu sił, by je tracić na sprzeczkach z tobą. Muszę iść. Obiecaj, że znajdziesz to o co cię poprosiłem i schowasz nie czytając.

       - Dobrze, obiecuję – przyrzekła łkając. - Panie Słomski... Ja nie jestem już panienką. Jestem Pańską żoną. I nawet jeśli to był tylko układ, to ja... - głos jej się załamał- Ja się o Pana martwię... - wybuchła płaczem. Zdumiony tym szczerym wyznaniem objął ją delikatnie swoimi ramionami, a jasnowłosa wtuliła się w niego łkając jeszcze przez chwilę.

       - Zobaczymy się jutro rano – obiecał ciepłym głosem, odsuwając dziewczynę od siebie. - Proszę, nie płacz. Nie jestem wart, aż tylu twoich łez. - spróbował się uśmiechnąć, pomimo bólu, po czym nierównym, lekko kuśtykającym krokiem skierował się na zewnątrz.

       "Jesteś."-szepnęła sama do siebie- "Jesteś wart każdej mojej łzy."



     

6 komentarzy:

  1. Witaj,
    Po pierwsze: przepiękny szablon. I bardzo czytelny tekst. A to ogromny plus dla takich sierot jak ja, które mają problemy ze wzrokiem.
    Co do historii, to nigdy nie napotkałam niczego tak oryginalnego. Dopiero zaczynam czytać, ale masz moją pełną uwagę. Na pewno będę się tu pojawiała.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bardzo cenię szablony, które przede wszystkim nie męczą wzroku :)

      Usuń
  2. Blog został dodany do Katalogu Euforia.
    Pozdrawiam, taasteful. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Już jestem! I jak zwykle wszystko cudowne <3
    Sprawy komplikują się coraz bardziej. Kto mówi prawdę? Komu można zaufać? Ja oczywiście kibicuję Kasi i Jankowi i mam nadzieję, że Molly nie będzie znów próbowała zasiać wątpliwości w sercu przyjaciółki. Chociaż na pewno nie tylko ona uzna zniknięcie Słomskiego za podejrzane.
    Mam wiele pytań po przeczytaniu tego rozdziału, dlatego czekam z niecierpliwością na kolejny.
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo jestem ciekawa Twoich pytań :) Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach odpowiem na nie wszystkie. Pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. No i była akcja xD
    Powtórzę się ale uwielbiam beztroskę Molly. Od razu widać, że wychowała się w innym środowisku, w innej kulturze, na nieco innych zasadach.
    Szkoda mi Janka, że tak mocno oberwał i mam nadzieję, że jego rozłąka z młodą żoną długo nie potrwa, że jak już zobaczą się rano, to już razem z sobą zostaną, a nie... nie możesz ich tak od razu rozdzielać, gdy dopiero co ich zjednoczyłaś, prawda?
    Ciekaw jestem kto chciał okraść gabinet Andrzeja i czy zabrał to czego szukał, czy Janek przeszkodził jego gangusom i przez to pokrzyżował komuś plany. Bo jak się domyślam, to tych dwoje było nasłanymi ludźmi, a nie tym głównym człowiekiem co pociąga za sznurki.

    Pozdrawiam:
    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń