20 kwietnia 2015

12. Co serce roznieci, to zdmuchnie wiatr.

       Molly z niecierpliwością wyczekiwała przyjazdu nowożeńców. Od samego rana nie mogła znaleźć dla siebie miejsca w dworku. Kręciła się więc pomiędzy pokojami, zajrzała do kuchni, wpadła też do budynków gospodarczych, w których pracował Zbyszek. Potężny, jasnowłosy chłopak od razu jak tylko zobaczył wchodzącą do drewutni ciężarną kobietę, przerwał pracę i podbiegł, by pomóc jej przekroczyć wysoki próg.

       - Co panienka tu robi? Lekarz chyba kazał odpoczywać – zganił ją łagodnie, choć w duchu ucieszył się, że przyszła. Dziwna dziewczyna z Ameryki była wyjątkowo ciekawą osobowością.

       Brunetka chętnie skorzystała z zaproponowanego jej ramienia, ale wypowiedź Zbyszka zdawała się lekceważyć. Zamiast tego rozglądnęła się z uwagą po niewielkim pomieszczeniu.

       - Do czego to służy? - spytała wskazując na siekierę. Stojący obok chłopak zrobił wielkie oczy.

       - To przecież siekiera! - zawołał. Molly popatrzyła na niego niewzruszona.

       - Spytałam do czego służy – stwierdziła wyniośle. - Czy ty chcesz mnie ośmieszyć? -oburzyła się.

       -Ależ skąd! - zaprzeczył żywo blondyn. - Ja tylko... To znaczy, to bardzo dziwne... To znaczy, to jest siekiera i służy do rąbania drewna – wyjąkał zakłopotany. - O, w ten sposób! - powiedział i zaczął energicznie wykonywać swoją pracę.

       - Och! To bardzo niebezpieczne! - przestraszyła się dziewczyna lekko odsuwając. Zbyszek uśmiechnął się.

       - Nie, nie bardzo. Wymaga tylko trochę wprawy.

       - A więc mnie nauczysz? - zapytała wdzięcznie.

       -Nigdy! - zawołał z przestrachem, wyobrażając sobie jej delikatne, niewprawione ręce z narzędziem w rękach. - To znaczy, to niebezpieczne dla kobiety...

       - Dla kobiety? - oburzyła się Molly. -Też coś! Proszę mi dać to narzędzie!

       - Proszę zostawić! - zaprotestował i zagrodził jej drogę.

       Dziewczyna poirytowana, nie zważając na konwenanse i reputację, ruszyła uparcie po siekierę, siłując się ze Zbyszkiem. Jej brązowe loki energicznie poruszały się wraz z rozjuszoną jak lwica właścicielką. Choć może lepiej pasowało by określenie, upartą jak osioł, właścicielką. Chłopakowi, zupełnie osłupiałemu zachowaniem Molly, nie pozostało nic innego, jak tylko przytrzymanie jej siłą za oba nadgarstki.

       - Molly! Co ci się stało? Powinnaś trochę uważać na dziecko! - wykrzyknął wreszcie. Dziewczyna nieco się wycofała.

       - Dlaczego powiedziałeś, że kobieta nie może tego wykonywać? Bo kobieta nic nie warta? Bo wszystko mogą tylko mężczyźni? - krzyknęła, a z jej oczu popłynęło kilka łez. Zbyszek zupełnie osłupiał.

       - Nie, nie... - powiedział łagodnie. - Bo boję się o ciebie... -powiedział cicho.

       - O mnie? - zdumiała się Andrew patrząc przenikliwie na nieco zakłopotanego blondyna.

       - Często słabniesz, jesteś bardzo delikatna... – stwierdził nieśmiało.

       Molly zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem. Była już naprawdę bardzo gruba, niezgrabna i rzeczywiście często mdlała. Czy jednak nie wydawało jej się, że dostrzegła cień zainteresowania ze strony tego wielkiego jak dąb, bardzo poważnego mężczyzny? Na tę myśl, kąciki jej ust delikatnie rozchyliły się w uśmiechu.

       - Państwo Młodzi już tu są! - krzyknął wpadając jak burza do drewutni Mirek. - A pani co tu robi? -spytał bez ceregieli, zaskoczony widokiem Andrews. Starszy brat spojrzał na niego gromiąco.

       - Nie twoja rzecz chłopcze – odparła wyniośle, wychodząc dostojnie, jakby była samą królową.

       - Co jej znowu odbiło? Widziałeś jak mnie potraktowała? Jakbym był jakimś sługą! - wyrzucił z siebie oburzony Mirek, gdy tylko Amerykanka zniknęła z zasięgu ich wzroku.

       - To bliska przyjaciółka naszej pracodawczyni. Powinieneś mieć do niej więcej szacunku – odparł poważnie mężczyzna.

       - Jestem pracownikiem, a nie sługą! Powinna o tym pamiętać! - powiedział chłopiec dumnie unosząc pierś do przodu.



***


       Podróż minęła obojgu w uciążliwym milczeniu, toteż, gdy tylko na horyzoncie pojawił się otoczony kwitnącym sadem dworek, oboje wyraźnie się ożywili. Kasia nadal miała na sobie białą sukienkę ślubną, włosy jednak już nie były tak wytwornie uczesane, a prosto związane wstążką w kucyk. Na schodach stała uśmiechnięta gospodyni, pani Maria z chlebem i solą, według staropolskiego obyczaju. Kątem oka dziewczyna dostrzegła ciężko człapiącą ze strony podwórza Molly i nieśmiało idących w stronę dworku obu braci. Mimowolnie uśmiechnęła się na ich widok. Można było powiedzieć, że przez ostatni miesiąc tworzyli wspólnie, dość nietypową... rodzinę. Zatrzymali się. Słomski wysiadł szybko i podbiegł z drugiej strony otworzyć jej drzwi. Zawahała się przez chwilę, gdy podawał jej ramię, ale rozsądek nakazał jej natychmiast porzucić wszelki strach i grać rolę do końca. Szybkim, miarowym krokiem Janek doprowadził ją przed potężne, drewniane drzwi wejściowe. Gdy ukradkiem odważyła się na niego spojrzeć, ze zdumieniem ujrzała wesoły uśmiech. Mimowolnie przemknęło jej przez myśl, że jest znacznie lepszym aktorem niż ona sama.

       - Witajcie w domu! - zawołała serdecznie pani Maria częstując ich chlebem.

       - Prawdziwie piękna wiosna zawitała w Biernacicach – zagadnął Słomski. - Trzeba koniecznie zająć się ziemią, by latem przyniosła plony.

       - Ach tak... Teraz wreszcie jest tu gospodarz! Tak bardzo potrzebowaliśmy tu kogoś, kto dobrze zarządzałby ziemią! Pan Sierski... - przyciszyła głos gospodyni. - Nie działał na korzyść tej majętności...

       - Nie godzi się tak mówić, o szanownym opiekunie mojej żony – powiedział z uśmiechem Słomski. - Pan pułkownik odwiedzi nas dziś po południu, by dopełnić spraw majątkowych, razem z prawnikiem.

       - Przyjedzie tu dzisiaj? - zaniepokoiła się kobieta. - Ja nie wiem, czy...

       - Kochana pani Mario, jestem pewna, że wszystko jest w należytym porządku, a jedzenia też z pewnością wystarczy. Proszę się nie kłopotać. Dzisiaj ja przygotuję obiad.

       - Panienka? Ty? - zawołali ze zdziwieniem niemal jednocześnie, pani Maria i Słomski. Kasia nieco się obruszyła.

       - Oczywiście. Potrafię gotować – powiedziała starając się brzmieć pewnie. Prawdą było, że jej umiejętności kulinarne były bardzo wątpliwe, nie mniej jednak hardość ducha i motywacja, by pokazać się przed oboma panami, Sierskim i Słomskim, jako dobra pani domu, bardzo silna. - Molly mi pomoże – dodała uśmiechając się czarująco.

       - W czym? - zapytała brunetka wchodząc na ostatni stopień i dygając przed Jankiem.

       - Ugotujemy dzisiaj obiad – powiedziała stanowczo Kasia i ruszyła pewnym krokiem do środka.

       - Zaraz, zaraz! - zatrzymała ją gospodyni. - Według tradycji to pan młody powinien przenieść panią młodą przed próg!

       - Pozwoli pani? - ukłonił się przed swoją świeżo poślubioną żoną Słomski i wcale nie czekając na pozwolenie wziął ją na ręce. Zarumieniona dziewczyna  z mieszanymi myślami i bijącym, nie dającym się oszukać sercem, spojrzała prosto w oczy Janka i nagle odkryła, że patrzy na nią, tak samo jak kiedyś. Przez dłuższą chwilę nie odrywali od siebie wzroku. W końcu postawił ją na środku salonu i już otworzył usta, by coś powiedzieć, gdy w drzwiach pojawiły się Molly i pani Maria.

       - Ja nie umiem gotować! Niech lepiej pani Maria ci pomoże! - zawołała Andrews.

       - A ja właśnie jestem bardzo ciekawa, jak panna Molly sobie poradzi – rzekła z satysfakcją w głosie starsza kobieta. Janek roześmiał się szczerze.

       - Czy ty w ogóle potrafisz gotować? - szepnął Janek do jasnowłosej.

       - Oczywiście, sam zobaczysz – odparła uśmiechając się i mrużąc oczy. Błękitne, przejrzyste, niezmierzone... Słomski ocknął się.

       - Nie powinnaś być tak piękna... – powiedział cicho.

       - To chyba nie ma związku z moim gotowaniem, prawda? - zmieszała się.

       - Nie, chyba nie ma.

       - Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mogłabyś Kate powiedzieć w końcu o co ci chodzi z tym obiadem? Ja naprawdę muszę się położyć! - prosząco zawołała zniecierpliwiona Molly.

       - No cóż, chyba jednak dzisiaj nie obędę się bez pani, pani Mario – uśmiechnęła się ślicznie dziewczyna, a stojący obok niej mężczyzna, po raz kolejny zaczął zastanawiać się, jakim to cudem udało mu się być przy niej tak blisko.
     
       Pułkownik Sierski, jako człowiek któremu było już bliżej do pięćdziesiątki, niż czterdziestki, pomimo kondycji wynikającej ze stopnia wojskowego, nie poruszał się tak sprawnie jak kiedyś. W ciągu ostatnich dni był szczególnie obolały przez męczące go bóle krzyża. Nie zamierzał zatem ukrywać swojego wielkiego poświęcenia, jakie uczynił, by odwiedzić córkę przyjaciela, jego niedawną podopieczną. Już od progu przy ukłonie skrzywił się zauważalnie na twarzy, tak, że spowodował niemal natychmiastowe współczucie u obu kobiet, Molly i Kasi.

       - Och, co się panu stało? - spytała troskliwie młodziutka pani domu.

       Szpakowaty mężczyzna łapiąc się za dolną część kręgosłupa wymruczał kilka niezbyt eleganckich słów w wyjaśnieniu swoich dolegliwości, po czym został natychmiast odprowadzony do salonu, gdzie zajął honorowe miejsce na wygodnym fotelu.

       - Zaraz podamy obiad – powiedziała Kasia krzątając się nerwowo tu i tam.

       - Gdzie mąż? - zagadnął pułkownik unosząc brwi. Jasnowłosa zarumieniła się.

       - Pewnie jest jeszcze w ogrodzie... Robi oględziny przed zasiewami... - wyjaśniła niepewnie, po czym dodała: - Zaraz po niego pójdę.

       - Nie, nie... proszę się nie kłopotać... - powiedział uśmiechając się. - Właściwie, to ten podarunek chciałbym wręczyć szczególnie pani – powiedział tajemniczo. Dziewczyna szeroko otworzyła oczy. Molly także przysunęła się bliżej i nastawiła ciekawie uszu.

       - Wczoraj nie było czasu, by wręczyć prezent ślubny. To wszystko działo się tak szybko, a pani mąż niemalże panią porwał po ceremonii... - tutaj pułkownik zachichotał rubasznie. Kasia pokryła się piekącą czerwienią na policzkach. - Myślałem nad zegarem... nad bardzo modnymi i nowoczesnymi teraz urządzeniami dla gospodyń... Ale nie. To wszystko będziecie mieli prędzej, czy później. To czego brakuje młodym zaraz po ślubie to... - tu zatrzymał się na chwilę, by spotęgować napięcie. - To czasu dla siebie... Dlatego za pomocą moich licznych znajomości specjalnie dla pani, zamówiłem pobyt w Zakopanem, przepięknym miasteczku w Tatrach... We wspaniałym pensjonacie, wkoło góry, czyste niebo, to prawdziwa perła na mapie Polski...

       - Och! Ojciec wielokrotnie opowiadał mi o Tatrach! Mam nawet jeden album z widokówkami z Tatr! -wykrzyknęła entuzjastycznie dziewczyna. Molly westchnęła przeciągle.

       - Wspaniałe szczęście cię spotkało... - powiedziała smutno. - Na jak długo pojadą? - zwróciła się do Sierskiego. Pułkownik widząc jej zawód rozparł się wygodnie na fotelu i uśmiechnął się oświadczając:

       - Moja kuzynka wybiera się również w tym terminie w góry i szuka towarzyszki do dzielenia pokoju... Może panienka Andrews także by się zdecydowała na wyjazd?

       - Tak! Tak! Bardzo chętnie! - ucieszyła się Molly podnosząc się z krzesła i przytulając Kasię. - Kiedy wyjeżdżamy?

       - Kto wyjeżdża? - zapytał spokojny, męski głos. - O, pan pułkownik. To zaszczyt, że pan nas odwiedza... - uchylił kapelusza Słomski.

       Janek wkroczył pewnym krokiem do salonu i zmierzył badawczym wzrokiem zebranych. Kasia i Molly wystrojone w piękne suknie tuliły się do siebie chichocząc i rzucając co chwilę wdzięczne spojrzenia pułkownikowi. Słomski stwierdził w duchu, że mało brakuje, by zaczęły całować go po rękach. On sam nie był przebrany w strój wizytowy. Przyszedł prosto z pola, w znoszonych spodniach i prostej koszuli. Kasia spojrzała na niego z wyrzutem.

       - Chyba powinieneś się przebrać, zaraz podajemy obiad – upomniała do delikatnie, nie potrafiła jednak gniewać się w tak wspanialej chwili i nie mogąc dłużej wytrzymać powiedziała radośnie:
- Pan pułkownik Sierski podarował nam wspaniały prezent! Wyjeżdżamy do Zakopanego!

       Janek zaskoczony stał przez chwilę w milczeniu starając się znaleźć odpowiednie słowa. Jego ukochana kobieta promieniała ze szczęścia. Dawno jej takiej nie widział. Serce ścisnęło mu się z żalu, gdy otworzył usta i słabym głosem powiedział:

       - Nigdzie nie pojedziemy.

       - Przepraszam, co powiedziałeś? - zmarszczyła brwi jasnowłosa, będąc niemalze pewna, że się przesłyszała.

       - Nie możemy pozwolić sobie teraz na wyjazd. Mamy dużo pracy.

       - Ale to prezent! Oczywiście, że praca może poczekać – uśmiechnęła się, nie tracąc ducha młoda żona.

       - Musi się pan zgodzić! To Zakopane! - dołączyła się Molly, z niepokojem obserwując kamienną twarz Słomskiego. Oczywiście nie miała pojęcia czym było to Zakopane, ale wyjazd stąd był dla niej prawdziwym wybawieniem.

       - Przykro mi moja droga, być może na jesień będzie to możliwe – powiedział nieugięty mężczyzna.

       - Pan jest chyba niepoważny! Bilety kupione są na najbliższy czwartek! Podobnie jak pokoje! - zawołał oburzony Sierski.

       - No cóż, w takim razie takie prezenty, proszę ustalać ze mną na przyszłość dużo wcześniej.

       Kasia była bliska łez. Nie mogąc już dłużej zachować się dumnie i elegancko, wybiegła prosto do swojego pokoju, gdzie po zamknięciu zamka na klucz rzuciła się na łóżko i zaczęła płakać. Wśród łez spojrzała na nałożoną na jej serdeczny palec obrączkę. Wygląda tak, jak ta, którą nosiła jej mama. A to oznacza, że... że jest to prawdziwa obrączka i małżeństwo... Na tę myśl wybuchnęła jeszcze większym szlochem.

       W salonie panowała ponura cisza. Molly zła rozważała, czy także nie wyjść, ale powstrzymywała ją przed tym ogólna ociężałość i głód, a przecież, w końcu, mimo wszystko obiad zostanie podany właśnie tutaj. W końcu pułkownik krzywiąc się i stękając, podniósł się z fotela.

       - Tak sądziłem, że nie będzie pan dla niej odpowiednim kandydatem. Czegóż innego można było spodziewać się po człowieku, który żeni się tylko dla majątku?

       Słomski, choć wewnętrznie gotował się na dźwięk tych słów, na zewnątrz zachował kamienną twarz. Pułkownik więc kontynuował, a Molly i pani Maria, wchodząca właśnie z zupą przysłuchiwały mu się ze zgrozą.

       - Cóż, pieniądze to nie wszystko. Zapewne znajdę kogoś na zastępstwo, ale nie muszę chyba mówić, że mnie pan dotkliwie uraził? Życzę panu, by pana małżonka szybko otrząsnęła się z romantycznej wizji pana osoby. Chociaż... wydaje się, że wszystko jest na dobrej drodze. Dobrze pan wiedział, że testament nie był fałszywy. Być może nie byłem dla niej dostatecznie dobrym opiekunem, ale moim największym błędem było pozwolenie jej na ślub z panem. Chyba nie będę jadł obiadu. Do widzenia paniom! - ukłonił się, a zdumione i przestraszone kobiety dygnęły mu szybko.

       - Niech nas pan nie opuszcza! - zawołała rozpaczliwie Molly. - Niech nas pan z nim nie zostawia! -wołała. Sierskiego już jednak nie było, a gdy Andrews napotkała wzrok Janka spuściła oczy na ziemię. Częściowo ze wstydu, a częściowo ze strachu. Słomski, nie mówiąc słowa wyszedł.

       - Chce panienka Molly zupy? - zapytała cicho pani Maria.

       - Boję się tu mieszkać... - wyszeptała, jednocześnie prosząc gestem o gorący talerz.

       - Nie sądzę, by wyglądało to tak źle. Pan Słomski jest po prostu praktycznym człowiekiem. Teraz jest na prawdę dużo pracy na polu. Trzeba zatrudnić ludzi, wszystkiego dopilnować... - stwierdziła starsza kobieta rozsądnym głosem. Molly przytaknęła machinalnie, ale w jej głowie zaczęły się już rodzić przerażające scenariusze, którymi czym prędzej po obiedzie zamierzała podzielić się z biedną, młodziutką panią Słomską.

6 komentarzy:

  1. Oh po raz kolejny jestem nim rozczarowana? Jak mógł powiedzieć "NIE"?! To przecież jest prezent dla nich! W tamtych czasach to po prostu coś niebywale powtarzalnego! Dlaczego powiedział "nie"? Też na jej miejscu zamknęłabym się w pokoju i zamknęła na wszystkie spusty. Oh! Kuczę! już sama nie wiem co mam o tym myśleć. Zobacz, gdyby nie ta straszna sytuacja, pewnie nie zwróciliby na siebie uwagi. Jednak ta "straszna sytuacja" strasznie ich od siebie oddalna. Byłam pewna, że będzie wręcz odwrotnie, Mają milion idealnych okazji, aby się do siebie zwrócić, zbliżyć. A tu dzieje się zdecydowanie na odwrót!

    Jaką pracę zaczęłaś?
    Zapraszam w końcu na coś do siebie! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że następny rozdział da odpowiedź dlaczego Janek zachowuje się tak, a nie inaczej. Przynajmniej częściową, bo kilka niejasności zostawię sobie jeszcze na koniec opowiadania :)
      Pracuję w Centrum Hiperbarycznym, jako fizjoterapeutka, fajna sprawa ;)
      Na pewno odwiedzę Cię w najbliższym czasie, pozdrawiam!

      Usuń
  2. Bardzo, bardzo przepraszam, że odzywam się dopiero teraz! Długo mnie nie było, ale już wszystko nadrobiłam :)
    Prezent Sierskiego wydał mi się bardzo podejrzany. Bo to przecież wygodne dla niego, że państwa młodych oraz ich przyjaciółki nie będzie w Biernacicach - będzie mógł wtedy namieszać w gospodarstwie, ile będzie chciał. Nie wiem, czy Janek myślał tak samo jak ja, kiedy odmawiał przyjęcia prezentu, ale moim zdaniem dobrze zrobił. Szkoda tylko, że Kasia poczuła się tym urażona. Jeszcze sporo czasu minie, nim zbliżą się do siebie i będzie im bardzo ciężko, ze względu na wydarzenia z przeszłości. Ale prawdziwa miłość przetrwa wszystko, nieprawdaż?
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Melania, Red Lashes, dziewczyny, zdecydowanie zmobilizowałyście mnie do wzięcia się w garść i napisania kolejnego rozdziału. Dzięki! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A więc Zbyszek i Moll? Cóż, nietypowa para, ale zobaczymy co z tego wyniknie. Muszę jednak przyznać, że dziewczę narażając dziecko, chwytając za siekierę, szarpiąc się, mocno mnie zirytowała i zasługuje na to, by ktoś na nią nawrzeszczał i to tak od góry do dołu.

    Jego "nigdzie nie pojedziemy", może to głupie, ale mnie rozbawiło. No i wyszło na jaw, że rozpuszczone dziewczę łaknie jednak wygód, wycieczek, oper, itd, a nie siedzenia na zadupiu i doprowadzania dworka do dawnej świetności. Niby podejrzewa wojskowego o tyle złego, ale jego prezent to by ochoczo przyjęła, tak jakby nie zdawała sobie sprawy, że to może być jedynie podpucha, by się ich z domu pozbyć i ten dom np przeszukać. Na szczęście Janek ma łeb na karku. Problem teraz tylko w tym jak on się z żoną dogada.

    OdpowiedzUsuń