29 października 2015

16. Krok od celu.

         Złotą obrączkę, którą zaskoczona dziewczyna trzymała w dłoni bez trudu wprawnym okiem można było odróżnić od fałszywej. Przede wszystkim na jej wewnętrznej stronie wygrawerowany był niewielki krzyżyk. Obrączki różniły się także nieznacznie grubością.

         – Nie mogłaś wiedzieć o krzyżyku, dlatego nie zauważyłaś różnicy  –  wyjaśnił detektyw.  – To prawdziwa obrączka, zaświadczyć o tym może złotnik, który ją wykonał. Jest na swój sposób jedyna w swoim rodzaju. Większość kobiet  kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu otrzymywało w prezencie ślubnym bogato zdobione pierścienie z kamieniami szlachetnymi. Oczywiście, o ile ich mężowie, byli tak bogaci jak twój ojciec. Twoja matka uparła się na obrączkę. I to jeszcze wybrała u złotnika tą z defektem w formie krzyżyka. Złotnik nie chciał się zgodzić, by ją kupili, ale pani Joanna uparła się na nią.

         – Skąd pan o tym wie?  – spytała podnosząc wzrok znad swojego skarbu trzymanego ze wzruszeniem w dłoni. Cieszyła się z odzyskanej pamiątki, ale też szybko zaczęła składać fakty i jej oczy zapłonęły nienawiścią. Pułkownik oszukał ją fałszując testament.

         – Jestem detektywem  – stwierdził sucho. Kasia pokiwała głową pełna podziwu i ostrożnie położyła teczkę z listami na drewnianym stoliku.

         – Dziękuję za pomoc. Tutaj...  – zaczęła mówić wyjmując z torebki zawiniątko szczelnie okryte gazetami.  – Jest zapłata za pańską pracę. Jeszcze raz dziękuję. Dopłacę drugie tyle, jeśli uda się panu dowiedzieć kim był ten nikczemnik, który zamordował mojego ojca.

         Usta dziewczyny drżały z gniewu, jej jasna cera pokryła się czerwienią. Z oczu ukradkiem poleciało kilka niechcianych łez.

         – To Sierski! To pułkownik Sierski, prawda?

         Rudzki nie wiedział  co powiedzieć. Sytuacja nieoczekiwanie wymknęła mu się spoza kontroli. Ale przecież to było do przewidzenia, że dziewczyna oskarży tego, kogo podejrzewała o sfałszowanie testamentu... Blondynka nie czekała na odpowiedź. Wstała zamaszyście z siedziska, ukłoniła się i skierowała do wyjścia. To było już za wiele. Nie mógł już dłużej ukrywać przed nią prawdy. Kto jeśli nie ona zasługiwała na to, by wiedzieć wszystko?

         – A niech to!  – huknął pięścią w stolik Rudzki. Cenna teczka z listami spadła z niego z niego z łoskotem, a jej zawartość wysypała się na podłogę. Kasia ze zdumieniem zatrzymała się w półkroku  i zwróciła oczy ku detektywowi.  – A niech to! A niech to!  – powtórzył mężczyzna.  – Siadaj moje dziecko. Musisz wiedzieć o wszystkim.

         – Dobrze...  – powiedziała niepewnie Kasia i spojrzała z nadzieją na detektywa przekrwionymi od płaczu oczami.

         – Najpierw musisz wiedzieć, że... to nie Sierski sfałszował testament. To byłem ja.



*



         Kiedy Izaak Goldman obudził się w Grand Hotel przy ulicy Piotrkowskiej 72, było już wczesne popołudnie. Jak przez mgłę przypomniał sobie wydarzenia z ostatnich kilku dni. Po długiej nieobecności w Łodzi przyjechał, by odebrać zyski z fabryki. Nie mógł jednak przypomnieć sobie rozmowy ze wspólnikiem. Powieki znów stawały się ciężkie, a głowa pękała od ilości wypitego wczoraj trunku. Stary Żyd od śmierci córki cierpiał na poważną depresję dwubiegunową i alkoholizm. Wojna zniszczyła mu życie odbierając jedyne dziecko. Nocami, kiedy był trzeźwy i wracał wspomnieniami do tamtych dni, dręczył samego siebie wyrzutami za podjęte decyzje. Powinien był wyjechać jak inni, albo przynajmniej wysłać samą Leah jak najdalej od tego koszmarnego miasta i wojny.

         Mężczyzna podniósł się ciężko z łóżka i obmył nieogoloną twarz w umywalce zimną wodą. Woda zdawała się choć na chwilę przynieść ulgę i oczyścić umysł.

         – Proszę połączyć mnie z panem Słomskim  – powiedział ochryple do słuchawki hotelowego telefonu. Uprzejma recepcjonistka poprosiła o chwilę cierpliwości i zaczęła szukać czegoś w swoich notatkach.

         – Pan Jan Słomski... -zaczęła nieco zakłopotana dziewczyna.  – Prosił by poczekał pan na niego w hotelu. Powinien wkrótce się pojawić.

         Izaak westchnął marudnie. Nie pozostało mu jednak nic innego, jak rzeczywiście poczekać.




*



         – Pan sfałszował testament? Ale po co? Czy to znaczy, że to całe małżeństwo... to, że miał pan pomagać... Och! Oczywiście, że miał pan pewność, że bez trudu uzyskamy rozwód, bo sam pan to wszystko zaplanował! Jakim cudem tylko ja przyszłam właśnie do pana o pomoc?

         – No cóż... Sam byłem zaskoczony, że przyszłaś o mnie. W tym punkcie mojego planu miałem po prostu szczęście  – uśmiechnął się do siebie nieskromnie, co rozzłościło dziewczynę jeszcze bardziej.  – Spokojnie, zaraz wszystko wytłumaczę.  – spoważniał i gestem poprosił by usiadła.  – Miałem swoje powody, by tak postąpić. Testament był tylko środkiem, którego użyłem, by odnaleźć mordercę twojego ojca. Miałem kilka podejrzeń, ale żadnych dowodów. Ponadto musiałem zapewnić ci bezpieczeństwo na czas ich znalezienia.

         – Małżeństwem?  – wyrzuciła z siebie gorzko.  – Naprawdę nie można było znaleźć innego sposobu? Teraz już rozumiem, dlaczego pan Słomski tak panu ufał. O wszystkim wiedział. Nie musiał się martwić, że zostanie moim mężem do końca życia, wiedział, że to tylko gra!

         – Przecież od początku to była tylko gra. Zapewniałem, że to tylko fałszywe małżeństwo! Miała panienka pewność, że otrzyma prawdziwą obrączkę, prędzej czy później! A Jan Słomski wiedział mniej niż by się mogło panience wydawać...

         – Tak, ale... Ale, kiedy pułkownik Sierski dał mi tamtą obrączkę w dniu ślubu, ona wyglądała tak podobnie...

         Rudzki uśmiechnął się pobłażliwie.

         – Podobna to ona bardzo nie była. Ale tu także miałem szczęście licząc, że nie będziesz pamiętała po tylu latach szczegółów i pułkownik Sierski, którego uczyniłem twoim opiekunem, nie zorientuje się w sytuacji.

         – Zaraz... To znaczy, że ojciec nie ustanowił go moim opiekunem do czasu wyjścia za mąż?

         Mężczyzna potwierdził kiwając głową.

         – Gwoli ścisłości, to ja nim jestem  – powiedział wprawiając dziewczynę w jeszcze większe osłupienie.  – Nie mamy już wiele czasu, ale musisz wiedzieć, że wszystko, co robiłem było dla twojego dobra. Sfałszowałem testament, by sprawdzić jak zachowa się Sierski, jako twój opiekun. Obserwowałem także, czy ktoś nie zainteresuje się małżeństwem z tobą w zaistniałej sytuacji. Słomski zgodził się mi pomóc i zostać na pewien czas twoim mężem. Jego zadaniem było znalezienie dowodów zbrodni w Biernacicach i przede wszystkim ochrona ciebie. Twoja siostra dała ci jeszcze w Ameryce listę osób do których możesz się zwrócić o pomoc, prawda?

         – Tak. To dzięki tej liście odnalazłam pana i poprosiłam o pomoc – powiedziała czując mętlik w głowie.

         – Czy otrzymałaś od ojca jeszcze jakieś wskazówki?

         – Napisał tylko, że nie wszyscy, którzy nazywają się twoimi przyjaciółmi są nimi naprawdę  – odpowiedziała zgodnie z prawdą.

         – Czy masz tą listę?

         – Musiałabym poszukać... Nie wiem, czy jej nie zgubiłam.

         – Znajdź ją i zaproś w niedzielę wszystkie osoby z tej listy na obiad.

         Rudzki był śmiertelnie poważny, Kasia aż zadrżała gdy uświadomiła sobie prawdę. Wśród osób z tej listy był morderca jej ojca. Tylko kto nim był? Natychmiast zniknęła chwilowa złość na detektywa za grę, którą prowadził za jej plecami. Miejsca jej ustąpił głęboki szacunek do tego człowieka. Nagle poczuła straszna słabość. Powoli jej oczy zaczęła wypełniać ciemność, a do uszu przestały dochodzić dźwięki.

         – Słomski! Zabierz ją szybko!  – zawołał detektyw w stronę drzwi. Po chwili otworzyły się z hukiem i wpadł przez nie przestraszony młody mężczyzna.

         – Co jej jest?  – zapytał z troską w oczach biorąc ją na ręce.

         – Powiedziałem jej o wszystkim. Dałem jej też obrączkę jej matki, którą zostawił mi w liście jej ojciec prosząc, bym się nią opiekował po jego śmierci...

         Janek zmarszczył brwi.

         – Nic nie rozumiem? Jesteś jej opiekunem, nie jest nim Sierski?

         – Porozmawiamy później. Weź ją do domu. Potrzebuje teraz spokoju. A ja muszę zabrać się do pracy. Mam zaległą korespondencję do przeczytania...




*


         Jan Słomski zdecydował, że lepiej będzie, jeśli na razie nie wrócą do Biernacic. Pośle informację, że zatrzymają się w mieście na kilka dni pod pretekstem czegokolwiek... W tym czasie on spokojnie uporządkuje sprawy z Goldmanem, a Dzierzyńska ochłonie po tym, czego się dowiedziała. Jej obecny stan tylko mógłby zdradzić podejrzanym, że o czymś wie. Musi ją ukryć przed światem, choćby na kilka dni. Półprzytomna dziewczyna ciążyła mu na rękach, gdy niósł ją po schodach na poddasze, do swojej kawalerki. Nie mieszkał w niej już od kilku tygodni, spodziewał się więc sporej warstwy kurzu. Ku swojemu zadowoleniu jednak mieszkanie nie wyglądało najgorzej. Na stole stały nawet wysuszone kwiaty w wazonie, które Kasia włożyła do niego,  tuż po ich pozorowanym ślubie. Ostrożnie ułożył dziewczynę na łóżku.

         – Gdzie jestem?  – spojrzała na niego błędnym wzrokiem.

         – W domu  – szepnął gładząc ją po jasnych włosach.  – Odpocznij trochę. Postaraj się zasnąć...

         – Dobrze...  – odpowiedziała ufnie i zamknęła oczy.

         Słomski odetchnął z ulgą, gdy po chwili usłyszał jej miarowy oddech. Zasnęła. Spojrzał na zegarek. Dochodziła trzecia po południu. Na śmierć zapomniał o Goldmanie, którego wczorajszego popołudnia zawiózł do Grand Hotelu, by wytrzeźwiał. Licząc w duchu, że dziewczyna nie obudzi się zanim nie wróci, wybiegł z mieszkania i pobiegł na Piotrkowską 72...

         Recepcjonistka poznała go od razu i przywitała go miłym uśmiechem.

         – Pana przyjaciel obudził się kilka godzin temu, ale przynieśliśmy mu śniadanie i sądzę, że oczekuje spokojnie w swoim pokoju.

         – Oby pani miała rację. Dziękuję bardzo!  – powiedział życzliwie uśmiechając się do kobiety, po czym szybkim krokiem skierował się na piętro.

         Izaak Goldman siedział wygodnie w fotelu, popijał kawę i czytał gazetę. Gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, spokojnie odłożył lekturę i zwrócił się w kierunku gościa.

         – Wreszcie jesteś. Jak mniemam coś ważnego zatrzymało cię w domu...

         – Tak. Proszę o wybaczenie  – odparł chyląc uprzejmie głowę w powitalnym geście. Przez głowę przeszły mu wydarzenia ostatniej doby. Nieznani mężczyźni w gabinecie Dzierzyńskiego, walka, silne obrażenia, nocna wyprawa do Rudzkiego, odnaleziona teczka i wreszcie spotkanie Kasi z Rudzkim i jej stan po dowiedzeniu się prawdy. A gdyby tego było mało, właśnie stoi przed Goldmanem, który domagał się od niego rzeczy niemożliwych.

         – Jak idą interesy?  – zagadnął Żyd, starając się by zabrzmieć przyjacielsko. Udawana grzeczność nie uszła jednak uwadze Janka. W powietrzu czuć było ciężką atmosferę. Nie widzieli się od ponad pół roku i mieli sobie wiele do zarzucenia. Słomski postanowił jednak zacząć spokojnie:

         – Mamy teraz trudny okres. Po wojnie powstały inne fabryki, jeśli chcemy być konkurencyjni potrzebujemy zainwestować w nowe maszyny.

         – Inwestycje... Znowu brakuje ci pieniędzy!

         – Ośmielam się zauważyć, że ostatnio zbyt dużo zysków pobiera pan bez porozumienia ze mną. Nie stać nas, by je teraz odbierać w tak dużej ilości. By istnieć dalej, fabryka potrzebuje ich teraz  – głos Janka był ostrożny, ale stanowczy. Wiele ryzykował mówiąc to co myśli, ale nie widział innego rozwiązania. Albo zaraz rozpęta się burza, albo... właściciel fabryki zmieni swoje postępowanie i uda się wybrnąć z problemów finansowych. Młody mężczyzna szybko zlustrował twarz Izaaka. Nie okazywał emocji.

         – Odważny jesteś śmiąc mnie krytykować  – zaczął mówić wolno i z namysłem ważąc słowa.  – Nie masz jednak do tego żadnego prawa. Dowiedziałem się, że ożeniłeś się powtórnie. I to zaledwie trzy lata po śmierci mojej córki. Nie dbasz o jej pamięć!  – głos starszego Żyda zagrzmiał ostro, choć on sam wydawał się być opanowany. Słomski zmarszczył brwi, nie spodziewał się takiej obrotu sprawy.

         – Leah była moją żoną tylko przez trzy miesiące. Nawet nie zdążyłem jej dobrze poznać zanim zginęła. Nie masz prawa wyrzucać mi, że ożeniłem się z inną kobietą.

         – Jesteś moim zięciem i tylko poprzez ten ślub otrzymałeś udziały w fabryce! A teraz, Leah nie żyje, a ty swojemu teściowi, właścicielowi całej fabryki będziesz wymawiał, że korzysta z jej zysków?  – Goldman powoli tracił cierpliwość.

         – Zabrałem twoją córkę w bezpieczne miejsce, tak jak chciałeś. Dotrzymałem swojej części umowy. Leah nie zginęła przeze mnie!

         – Więc uważasz, że to ja ją zabiłem? Że to przeze mnie nie żyje?  – zagrzmiał głębokim głosem pełnym żalu i złości Goldman. Janek nie odpowiedział. Starszy mężczyzna o zaczerwienionej, pijackiej twarzy przepełnionej bólem i bezsilnością zamiast złości, wzbudził w nim współczucie. Zachowywał się tak, bo wciąż nie mógł się pogodzić z jej śmiercią.

         – Leah była wspaniałą kobietą. Była jak piękny kwiat zadeptany i zniszczony przez bezwzględną wojnę. Nie jesteś winien jej śmierci. Nie mogliśmy nic zrobić. Nikt nie mógł tego przewidzieć  –  powiedział patrząc się prosto w oczy Izaaka. Starszy mężczyzna pokiwał w zamyśleniu głową. Uspokoił się. Usta przestały mu dygotać ze złości, twarz powoli zaczęła wracać do regularnego kolorytu. W niewielkim pokoju hotelowym nr 24 w Grand Hotel na ulicy Piotrkowskiej 72 zapanowała zupełna cisza. Obaj mężczyźni, gotowi jeszcze przed chwilą rzucić się na siebie, wrócili myślami do pamiętnego roku 1916...


         Było lato. Skwarne, upalne lato w mieście, pełnym brudu i kurzu. Pełne strachu, śmierdzącego swądu ciał i krwi. Izaak Goldman zarządzał fabryką, musiał więc mieszkać w Łodzi. Janek zgodnie z obietnicą, wywiózł Leah poza miasto, do wsi, gdzie było bezpieczniej. Sam jednak musiał często wyjeżdżać, by nadzorować transport nowych materiałów i dopilnowywać transakcji finansowych w fabryce. Często więc zdarzało się, że dziewczyna zostawała sama w malutkim wiejskim domu. Tego dnia wypadało już trzy tygodnie, odkąd nie widziała ojca, za którym bardzo tęskniła. Nie mogła pogodzić się z tym, że odsunął ją od siebie i zmusił by poślubiła Polaka. Sąsiedzi opowiadali później, że widzieli ją, jak wsiadła z kimś do wozu jadącego w kierunku miasta. Prawdopodobnie próbowała zobaczyć się z ojcem, ale zanim dotarła do fabryki, została postrzelona wraz z kilkoma innymi cywilami, którzy znajdowali się wtedy na rogu ulic Jasnej i Karola Miarki. Była ładną, ciemnooką i ciemnowłosą dziewczyną o małych, figlarnych oczkach i wesołym uśmiechu. Za młodą i piękną by umrzeć. Zbyt kruchą i naiwną, by przeżyć tamte straszliwe lato.

         Zginęła, a oni żyli dalej. W posępnej ciszy mężczyźni zmierzyli siebie wzrokiem.

         – Nie mam już po co żyć Słomski. Nie mam już po co...  – powiedział cichym, smutnym głosem Izaak. Jego oczy pusto patrzyły się w dal. Janek wstał z krzesła i wyciągnął rękę jego kierunku.

         – Chodź. Znam pewne miejsce, gdzie poczujesz się dobrze  – powiedział z pewnością w głosie.

         Goldman spojrzał na niego z powątpiewaniem, ale podniósł się również i pozwolił wyprowadzić z pokoju. A następnie wsiąść do pojazdu i zawieźć za miasto, do niewielkiej miejscowości, pachnącej kwitnącymi jabłoniami i gruszami, o łąkach zielonych i ludziach pracujących uczciwie w polu, do miejsca, gdzie było od pewnego czasu także jego serce, do Biernacic.

***************************************************************************
Kochani czytelnicy! :)

Bardzo się cieszę, że jest tak wiele osób, którym podoba się "Fałszywa Obrączka". Wasze komentarze dają mi dużo radości, motywują mnie do pisania dalej, a także uczą mnie pisać lepiej.
Powoli, powoli zbliżamy się do końca. W dzisiejszym rozdziale wyjaśniło się już część rzeczy. Co Wy na to? Spodziewaliście się takiego obrotu sprawy? Jestem bardzo ciekawa Waszego odbioru.

Pozdrawiam ciepło,
Z.ola

6 komentarzy:

  1. Jeeeeest, nowy rozdział.
    Przyznam, że coś mi światło, ale nie do końca. Dlatego udało Ci się: zaskoczyłaś czytelnika. Przynajmniej jednego, ale myślę, że i większą część. Taki mój malutki domysł.
    Jeśli chodzi o samo Twoje pisanie to jest przepiękne. Jestem zakochana w czystości i gładkości z jaką Ci to wszystko przychodzi. Jest przejrzyście i czyta się to łatwe. A co najważniejsze, nie znalazł się ani jeden moment, który by mnie znudził.
    Wyjątkowo przemówiła do mnie postać Janka. Nie za bardzo umiem to wyjaśnić, ale jakoś tak stał mi się bliski przez te rozdziały. W szczególności ta ostatnia rozmowa z Goldmanem o tym, co stało się z Leah (piękne imię tak na marginesie).
    Ciekawa jestem, jak to wszystko zakończysz, ale mam nadzieję, że będzie to naprawdę "powoli nadchodziło, bo chce się czytać coraz więcej ;D
    pozdrawiam,
    candlestick z buzzingblood.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, cieszę się, że spodobał Ci się rozdział :) I że udało mi się Cię zaskoczyć! Historia powolutku zbliża się do końca, ale nie zabraknie jeszcze wielu ciekawych, pięknych chwil, to mogę obiecać :)

      Usuń
  2. Znowu mnie zaskoczyłaś! Jak Ty to robisz? Wszystko tak pięknie układa się w całość. Wielkie brawa za to jak to wszystko zaplanowałaś. Ten nieoczekiwany zwrot akcji jest naprawdę mistrzowski.
    Zaproszenie wszystkich osób z listy na obiad jest rzeczywiście ryzykownym posunięciem. Rudzki zagrał w sposób godny Herculesa Poirota. Zbierze wszystkich podejrzanych w jednym miejscu i zobaczy, co się wydarzy - czy można było wymyślić coś lepszego?
    Cieszę się, że wreszcie wyjaśniły się okoliczności ślubu Janka z Leah. Tak właśnie podejrzewałam, że on jej nie kochał i coś innego przyczyniło się do zawarcia małżeństwa. Swoją drogą, co za ironia losu, że w swoim życiu Słomski był już dwa razy żonaty i to dwa razy przez zawarcie układu z opiekunami swoich żon. Ale może tym razem sprawy potoczą się inaczej. W końcu Kasia to jego dawna (okej, dobrze wiemy, że obecna też) wielka miłość.
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Jestem ciekawa, co jeszcze masz dla nas w zanadrzu po takich rewelacjach jak w tym odcinku!

    OdpowiedzUsuń
  3. SPAM

    Kara od urodzenia wiedziała, co musi zrobić. Wygrać Test. Na trening ma tylko dwadzieścia trzy lata. Musi być doskonała.

    Dziewczyna dokładnie wie jak osiągnąć swój cel, ale na drodze do sukcesu stoi "fałszywa" przyjaźń, cholernie przystojny kujon i największy wróg.

    Czy uda jej się zwyciężyć? Czy życie mafijnej księżniczki jest dla niej odpowiednie? Co się wydarzy, kiedy w jej życiu zagości miłość i przyjaźń? Będzie gotowa je zaakceptować?

    Zapraszam do mnie nie-doskonala-doskonalosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć :)
    Planuję reaktywować dział ocen Katalogu Euforia. Czy wciąż jesteś zainteresowana oceną? Jeśli tak, wolałabyś standardową, czy niestandardową? Na razie jestem jedyną oceniającą, więc najprawdopodobniej czas oczekiwania na ocenę mocno się wydłuży.
    Pozdrawiam,
    Nother

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaskoczyło mnie, że żona Janka, została zmuszona do poślubienia go... ciekaw jestem jak wyglądało ich małżeństwo, czy było białe, bo Janek jak na mężczyznę ma dziwnie małe potrzeby seksualne, właściwie nie ma ich wcale, a jednak to facet i powinien patrząc na kobietę widzieć w niej kogoś kto go pociąga, mieć na coś ochotę. Tu w opowiadaniu brakuje mi autentyczności, bo nieważne jakby dobre intencje miał i jak długo by się wzbraniał, to jednak wzrokiem powinien za nią poganiać. Jednak może jego wcześniejsze małżeństwo też było białe i ma facet już wprawę, co?
    Ciekawe jak Kaśka zareaguje na nowego gościa, a Molly?

    Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń