08 października 2015

15. Rudzki znowu wchodzi na scenę.

       Dokładnie o trzeciej piętnaście, Rudzkiego obudziło dobijanie się do drzwi. Wiedział, która jest godzina, ponieważ po przetarciu oczu, zapalił małą lampkę i spojrzał na zegar wiszący przy łóżku. „Kogo licho niesie o tej porze?”-mruknął do siebie, po czym założył miękkie pantofle na stopy i podreptał do drzwi.

        – Żebyś miał powód, by mnie budzić w środku nocy!- zagrzmiał groźnie przekręcając klucz. W drzwiach, ledwo trzymając się na nogach, stał Słomski. Rudzki bez słowa wpuścił go do środka, pomagając mu wejść. Młody mężczyzna opadł ciężko na fotel.

        – Dwaj mężczyźni włamali się dzisiaj do dworku, do gabinetu Andrzeja Dzierzyńskiego i węszyli. Chodziło im prawdopodobnie o ten sam dokument, co nam  – powiedział słabo Słomski.

         – Potrafiłbyś ich zidentyfikować?

         – Myślę, że tak. Ale nie widziałem ich nigdy wcześniej.

         – Jakieś znaki szczególne?

         – Nic. Pomyślałem sobie tylko... Nie wiem, ale... Przypominali trochę stylem zachowania żołnierzy... Ale w końcu jesteśmy tuż po wojnie. Większość mężczyzn została wcielona do wojska...

         – To prawda. Ale być może twoja uwaga nam się przyda. Zabrali coś?

         – Nie. Nie zdążyli.

         – To najważniejsze  – odetchnął głęboko Rudzki i podrapał się po łysiejącej głowie.  – Ktoś ich jeszcze widział?

         – Nie, ale słyszeli wszyscy. Kasia zaczęła krzyczeć. Wszyscy się zbiegli, ale na oni zdążyli już uciec.

         – To lepiej dla nich. Niech myślą, że to zwykli złodzieje.

         – Niestety, obawiam się, że Kasia może coś podejrzewać. Zgań mnie, ale kazałem jej szukać tej teczki.

         – Co zrobiłeś?  – starszy mężczyzna wpadł w furię.  – Jak mogłeś na to pozwolić? Jak śmiałeś narazić ją na takie niebezpieczeństwo? Czy ty wiesz, co będzie, jeśli przeczyta jej zawartość? Nie ukryje swojego zachowania przed mordercą! Nigdy go nie złapiemy!

         – Ufam jej. Powiedziała, że nie przeczyta. Nie miałem wyboru. Oni na pewno dotarli już do swojego Zleceniodawcy i opowiedzieli mu o wszystkim. Nasz czas liczy się teraz nie w tygodniach. Mamy kilka dni, zanim ktoś umrze. A może nawet godziny.

         – Panuję nad wszystkim. Trzymaj się tylko mojego planu. Wróć niezauważony do Biernacic i udawaj, że nie doznałeś wielu obrażeń. Funkcjonuj normalnie. Kiedy przyjdzie rano policja, powiedz, że pogoniłeś złodziei. Nic nie pamiętasz. Wymyśl też, że ukradli jakiś cenny przedmiot. Niech rozejdą się plotki o złodziejach biżuterii, cokolwiek. Po prostu oni nie mogą wiedzieć, że znasz prawdę.

         – Nie znam  – pokręcił przecząco głową ciemnowłosy mężczyzna.  – Nawet nie powiedziałeś kogo podejrzewasz.

         – Wkrótce się dowiesz. Jutro po południu chcę się spotkać z panną Dzierzyńską. Niech przyjdzie tam, gdzie się pierwszy raz spotkaliśmy. Będzie wiedziała gdzie. Powiedz, że ta teczka jest ostatnim warunkiem, żeby otrzymała to, co jej obiecałem. Idź już, niedługo zacznie świtać.

        Jan Słomski popatrzył zdziwiony na przyjaciela, nie powiedział nic jednak, tylko wstał i wyszedł. Na zewnątrz wciąż panowała noc. Mężczyzna wyprostował zbolałe ciało i zaczął biec.



*


        Kasia ze zmęczeniem przeglądała kolejne teczki i dokumenty. Numery wypisane na nich zaczęły się jej powoli zamazywać. Otrząsnęła się. Musi to znaleźć. Musi to zrobić dla niego. Powoli zaczynało świtać. Nie zostało jej już dużo do przejrzenia. Wzięła do ręki kolejny i zaczęła odczytywać numer: 19170223. Znalazła. Czy to tej teczki szukali też złodzieje? Co w niej było? Pieniądze? Blondynka potrząsnęła zawartością. Obiecała, że nie otworzy. Teczka była zaklejona, ale przy sprawnym działaniu, nikt nie zauważyłby czy czytała zawartość. Obiecała. Obiecała jemu. Nie może tego zrobić.

         – Moja Droga, wstałaś już?  – Usłyszała nagle dobrze znany męski głos. Odwróciła się gwałtownie w stronę otwartych drzwi. Stał w nich wyprostowany, ubrany w czystą koszulę i spodnie. Jedynym śladem zdradzającym wydarzenia z ostatniej nocy, była rana i opuchlizna w okolicach szczęki. Dziewczyna nie wiedziała co mu odpowiedzieć. Uśmiechał się, jakby niczego nie pamiętał.

         – Proszę! Znalazłam ją!  – Wstała i podała mu teczkę. Jeśli oczekiwała wyrazu podziwu, wdzięczności, czy entuzjazmu, to gorzko się rozczarowała.

         – Och, nie musiałaś szukać tego tak wcześnie rano! Twój przyjaciel prosił co prawda o nią, byś przyniosła ją mu po południu, ale mogłaś się wyspać... Wyglądasz na bardzo zmęczoną. Pójdź się położyć do naszej sypialni.

         – Janek, o czym ty mówisz? Przecież w nocy powiedziałeś, że cię zabiją i że mam szukać tej teczki!  – nie dowierzała Kasia.

         – Musiało coś ci się przewidzieć. To była ciężka noc, wiem, że trudno będzie ci pogodzić się ze stratą ojcowskiego zegarka, ale proszę, nie wymyślaj rzeczy, które się nie zdarzyły. Jak widzisz, nic mi się wielkiego nie stało. Złodzieje rzucili we mnie świecznikiem uciekając, stąd te niewielkie obrażenia.  – Jego głos był beznamiętny i taki jakiś obcy. Kasia przycisnęła mocniej teczkę do piersi i wybiegła w stronę sypialni. Do oczu cisnęły się jej łzy, ale nie chciała, by je zobaczył.


        Z kamiennego snu wybudziła Dzierzyńską dopiero Maria, informując ją, że ma na dzisiaj umówione spotkanie z krawcową w Łodzi.

         – Sam Pani Mąż zaoferował się, że Panią odwiezie. Trzeba jednak szybko coś zjeść i przyszykować się do wyjazdu!

         – Nigdzie z nim nie jadę!  – zawołała, gniewnie marszcząc brwi. Starsza kobieta skrzywiła się z dezaprobatą.

         – Nie przystoi tak Kasiu! To twój mąż i masz go szanować! Nie pamiętasz już, że sam dzielnie odgonił złodziei w nocy? Całe szczęście, że nic się nie stało! Milicja się o wszystko wypytała i nie mogli się nadziwić, że pan Słomski tak dobrze sobie z nimi poradził!

         – Już nic z tego nie rozumiem!  – westchnęła ciężko.  – Pospieszmy się więc, skoro muszę jechać.

        Kasia szybko umyła się w misce chłodnej wody, spryskała perfumami i założyła żółtą sukienkę. Mówiąc o przyjacielu, Słomski miał zapewne na myśli detektywa. Doskonale wiedziała, że krawcowa to tylko pretekst by mogła się z nim spotkać. Czego od niej chciał? Nie dotrzymał jak dotąd swojej części umowy, a teraz chce jakiejś teczki... Może nie powinna im ufać? Nerwowo odgarniając jasne włosy spojrzała na zegarek. Miała dla siebie jeszcze jakieś pół godziny, zanim pojawi się tu Słomski. Podjęła decyzję. Sprawnie przekręciła klucz w drzwiach i ostrożnie otworzyła teczkę. W środku było kilka zapisanych odręcznym pismem stron. Dobrze je znała, to było pismo jej ojca...

23 lutego 1917 roku...

Drogi Przyjacielu, 
Było między nami różnie. Wiem dobrze, że z powodu mojej żony, przestałeś być gościem w naszym domu. Znienawidziłeś mnie, że to mnie wybrała. Teraz już jej nie ma od tak dawna, a my nawet nie pozdrawiamy siebie na ulicy to o taką Polskę walczyliśmy, żeby brat brata miał w nienawiści? 
W ciągu ostatnich lat poznałem wielu ludzi prawym, jak i zakłamanych. Źle się dzieje w naszej ojczyźnie, bo wciąż są ludzie, którzy nastają na jej wolność. Nasi rodacy. Piszę do Ciebie Bracie, bo nie mam się już komu zwierzyć. Ten sekret mnie zabija, ale jeśli go komuś nie wyjawię, będę się sam sobą brzydził. Jest pewien człowiek, który od lat podając się za mojego przyjaciela i brata, udając patriotę, z wrogiem naszym spółkuje. Więcej, innych ludzi zwodzi i spiskuje, by bitwy, w których braliśmy udział umyślnie zostały przegrane. Nie mogę ujawnić jego poczynań, bo zagroził mi, że zabije moje dzieci. Jestem nikim dla ojczyzny. Nie potrafię ich poświęcić. Boję się. Honorata i Katarzyna są dla mnie wszystkim. Muszę żyć w tym kłamstwie, by je chronić. Ale Ty... ty możesz mi pomóc. W imię dawnej przyjaźni, zaklinam Cię, pomóż mi...(...)

         – Zamknęłaś się? Otwórz! Wychodzimy!- głos Janka brzmiał nerwowo. Dziewczyna spłoszona włożyła listy z powrotem do teczki. Serce biło jej szybko. Co było napisane w pozostałych?

         – Zaczekaj chwilę. Zaraz będę gotowa!  – krzyknęła Kasia starannie zamykając papierową teczkę z listami. Po upewnieniu się, że nie pozostawiła po sobie żadnych śladów, podeszła spokojnym krokiem ku drzwiom i przekręciła klucz. Słomski niemal natychmiast otworzył drzwi na oścież i stanął naprzeciwko niej.

         – Masz teczkę? Nie mamy czasu...

         – Leży na stole. Zaraz ją wezmę. Dziwnie się zachowujesz  – obrzuciła go udawanym podejrzliwym spojrzeniem.

         – Dobrze, że ty moja droga jesteś ostoją spokoju.  – mruknął odwracając się. Oczywiście, musiałby być głupi, gdyby nie zauważył jej zdenerwowania.  – Chodźmy już.

         W drodze do miasta żadne z nich nie miało ochoty rozmawiać, bo choć cisnęły im się tysiące pytań na usta, oboje bali się odpowiadać, gdyby sami zostali o cokolwiek zapytani. Ostatecznie jednak, blondynka po przekalkulowaniu strat i zysków wynikających z rozpoczęcia rozmowy, odezwała się:

         – Wiem, że coś przede mną ukrywasz. Aż boję się myśleć co. Powiedz mi tylko jedno... Kłamałeś przed policją, prawda?

         – Odpowiem ci, jeśli i ty odpowiesz na moje pytanie.  – powiedział słabym głosem. Widziała, jak walczył ze sobą mówiąc te słowa. Przełknęła ślinę. Doskonale wiedziała o co zapyta.

         – Zgoda. Niech tak będzie.  – odparła po chwili milczenia.

         – Kłamałem przed policją. Miałem swoje powody.

         –  Jakie?  – spytała patrząc na niego z niepokojem. Słomski nie odwracał wzroku od przedniej szyby.

         – To już drugie pytanie. Teraz kolej na ciebie. Czytałaś listy?

         – Wiedziałam, że to cię tak interesowało. Nie mogłeś wytrzymać, kiedy zostałam sama w pokoju z tą teczką! Nie przeczytałabym ich nigdy, ale kiedy zacząłeś się tak dziwnie zachowywać rano, nie mogłabym ci już ufać dalej. Najpierw jesteś pobity do nieprzytomności, a potem wmawiasz mi, że nic takiego się nie wydarzyło! Kryjesz ich, prawda?  – dziewczyna mówiła coraz szybciej i głośniej. Drażniło ją, że na nią nie patrzył. Drażniło ją to, że przez chwilę uwierzyła mu, została niemal jego wspólnikiem, by teraz zostać tak potraktowaną.

         – Cokolwiek by się nie działo, te listy nie były napisane do ciebie! Nie powinnaś ich czytać!

         Dziewczyna zacisnęła usta z postanowieniem, że nie odezwie się już do końca podróży. Skoro on nie zamierza być z nią szczery i powiedzieć jej wszystkiego, ona także będzie milczeć. Gdy już wjeżdżali do miasta, Słomski spojrzał w jej stronę i cichym, już spokojnym głosem powiedział:

         – Miałem polecenie, by nic ci nie mówić. Chcieliśmy, byś była bezpieczna.

         Kasia nie mniej zdziwiona jego zmianą postawy jak słowami, raptownie wyprostowała się na siedzeniu i już miała otworzyć usta, na które cisnęły się kolejne pytania, gdy wstrzymał ją ruchem dłoni.

         – Poczekaj... Za chwilę spotkasz się z Rudzkim. On ci wszystko opowie.



         Zatrzymali się przed jedną z licznych bram na ulicy Srebrnej. Janek kiwnął nieznacznie głową w kierunku niewielkiego zakładu krawieckiego, dumnie noszącego nazwę: „Dulska i córki”. Kasia nie była tu nigdy wcześniej, co więcej, nigdy nawet nie słyszała o takiej krawcowej, a była pewna, że taka nazwa zapadłaby jej w pamięć.

         – Musimy zachować szczególną ostrożność  – odezwał się ponownie mężczyzna przyciszonym głosem. Wysadzę cię tutaj i przyjadę po ciebie zarówno godzinę czasu. Wejdziesz do sklepiku, tam spotkasz kobietę, która zaprowadzi cię do Rudzkiego. Oczywiście, możesz spytać o wszystko, ale ostrzegam cię, masz tylko godzinę. Lepiej wysłuchaj, co on ma do powiedzenia.

         Dziewczyna słuchała w napięciu. Z bijącym sercem pozwoliła by pomógł jej wysiąść i zgodnie z jego prośbą, nie odwracając się za siebie, równym, spokojnym krokiem skierowała się w stronę tajemniczego sklepu. Za sobą usłyszała warkot odjeżdżającego pojazdu. Miała godzinę... I teczkę pełną listów...
       
         Gdy nacisnęła klamkę, drzwi z łatwością otworzyły przed nią wnętrze pracowni krawieckiej. Na pierwszy rzut oka Kasia nie zauważyła w niej nikogo. Światło było przygaszone i tylko dwie lampy naftowe stojące przy maszynie do szycia, oświetlały pomieszczenie. Pracownia sprawiała wrażenie zaniedbanej. Bele materiału leżały w połowie rozwinięte na wielkim stole, wśród nich zobaczyła miarę, centymetr i kilka w nieładzie rozrzuconych szpilek. Gdy zrobiła krok naprzód potknęła się o stary magazyn z wykrojami krawieckimi. Wtedy też z głębi pomieszczenia odezwał się kobiecy głos:

         – Proszę za mną panienko.

         Dziewczyna gwałtownie odwróciła się w jego kierunku. Zobaczyła tył kobiety znikającej za kolejnymi drzwiami. Choć drżała na całym ciele ze strachu, nie było czasu na zawahania. Wyprostowała się, przycisnęła do piersi teczkę i ruszyła za nią. Odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że wyszły na wewnętrzne podwórze, a później do przyjemnego, przytulnie urządzonego salonu. Tam czekał już na nią detektyw.

         – Witam pani Kasiu. Mam nadzieję, że moja gospodyni nie przestraszyła cię za bardzo. Gdybym nie musiał zastosować najwyższych środków ostrożności, nigdy nie kazałbym ci przechodzić przez tą zapuszczoną od dawna pracownię.

         – Ach... Więc nikt tam nie pracuje?

         – Tak, to zamknięty zakład, należący kiedyś do mojej siostry. Usiądź proszę.  – powiedział, wskazując jej miejsce naprzeciwko siebie. Widział jej niepokój w oczach i to jak kurczowo przyciskała do siebie teczkę. Teczkę, o której istnieniu wiedział od kilku miesięcy i która mogła wreszcie zaprowadzić go do zakończenia śledztwa.

         – Obiecał pan, że dotrzyma umowy  – zaczęła stanowczo, patrząc prosto w małe, czujne oczy starszego mężczyzny.  – Przyniosłam ze sobą to...  – wskazała na teczkę.  – Nie oddam jej jednak panu, dopóki nie będę pewna, że jej pan adresatem tych listów.

         Jerzy Rudzki uniósł brwi do góry i podrapał się nieco zafrasowany po łysinie na środku głowy. Następnie westchnął ciężko i stwierdził z niezadowoleniem:

         – Jak widzę, pani mąż, nie wykazał się zbytnią ostrożnością.

         – Proszę?  – zdziwiła się Kasia nie rozumiejąc.

         –  Chciałem powiedzieć, że byłoby bezpiecznej, gdyby wiedziała pani jak najmniej do czasu całkowitego wyjaśnienia tej sprawy, ale jak widzę Słomski nie potrafił trzymać przed panią języka za zębami...

         – Panie Rudzki!  – Dziewczyna odgarnęła z czoła jasne włosy i wstała zamaszyście.  – Zapewniam pana, że Jan Słomski nie zdradził mi niczego, czego pan by sobie nie życzył. Więcej, zdążyłam go prawie znienawidzić za ochronę tych pańskich sekretów!  – rzuciła podniesionym głosem. Pierś falowała jej ze wzburzenia.

         – Rozumiem... Usiądź moje dziecko...  – zwrócił się do niej czule, uśmiechając się pod nosem.  – Więc... chyba muszę zacząć od początku... Przyjaźniliśmy się z twoim ojcem już od czasów szkolnych. Poszlibyśmy za sobą w ogień. Nic nie mogło nas wtedy rozdzielić. Kiedy jeden z nas wpadł w tarapaty, drugi robił wszystko, by go z nich wyciągnąć. Twój ojciec pewnego razu zdobył dla mnie książkę z pilnie strzeżonej rosyjskiej biblioteki. Innego razu ja przyznałem się za niego do winy, by Andrzej nie musiał dostać batów, bo był wtedy chory...  – Twarz mężczyzny promieniała szczęściem, gdy opowiadał.  – Nie mamy jednak wiele czasu, więc przejdę do sedna. Obaj zakochaliśmy się w tej samej kobiecie, twojej matce. Stanęła między nami jak mur i nie potrafiliśmy się już nawet do siebie odzywać. Każdy zaczął swoje życie. Nie spotykaliśmy się już często. Dwa lata temu zacząłem dostawać od niego pierwsze listy. Prawdopodobnie odkrył czyjąś tajemnicę, bał się jednak powiedzieć o tym komukolwiek. Nie znam dokładnych szczegółów, wiem jednak, że poprosił mnie o pomoc. W tych listach może znajdować się prawda o tym, co wydarzyło się przed jego śmiercią.

         – Mój ojciec nie zginął na wojnie...?

         – Nie. Został zamordowany.  – odparł głucho Rudzki. Twarz dziewczyny ukazywała głębokie przerażenie. Detektyw spojrzał na nią ze smutkiem.  – Chciałem, byś była od tego daleko.

         – Kto był mordercą?  – spytała drżącym głosem.

         – Tego dowiemy się już wkrótce. Mam kilka poszlak, ale to te listy pozwolą mi nabrać pewności. Musisz zachować teraz szczególną ostrożność. Nikt nie może wiedzieć, że coś wiesz.

         Kasia pokiwała głową. Ten człowiek wydawał się mówić prawdę, jednak coś w środku nakazywało jej zachować szczególną ostrożność. Ostatni list ojca, ostatnie jego słowa do niej... Znała je na pamięć i teraz w myślach studiowała każde zdanie: „Pamiętaj o tym co jest w życiu najważniejsze i nie daj się zwieść pozorom przyjaźni. Są ludzie, którzy dla sławy, pieniędzy, czy szlacheckiego nazwiska gotowi złamać granice człowieczeństwa. Uważaj na siebie, zawsze uważałem Cię za mądrą kobietę.”

         – To co pan powiedział... Jak mam mieć pewność, że jest pan po mojej stronie? Jak mam panu zaufać?  – spytała po chwili milczenia.

         – Po co miałbym wymyślać historię morderstwa moje dziecko?  – udał zadumanie Rudzki, ciekawy, czy uzna to za wystarczającą odpowiedź. Uśmiechnął się z satysfakcją, gdy jej twarz przybrała twardy wyraz i rzekła stanowczo:

         – Chcę dowodu. Inaczej nie otrzyma pan teczki.

         Rudzki rozsiadł się wygodnie na fotelu i patrzył na nią z zaciekawieniem i niekrytym podziwem. Dziewczyna gniewnie zmarszczyła brwi i powtórzyła żądanie:

         – Nie słyszał pan? Bez dowodu na pana prawdomówność nie otrzyma pan teczki!

         – Pani Kasiu...  – mężczyzna wstał i stanął przez nią.  – Proszę przyjąć wyrazy mojego głębokiego szacunku. Pani ojciec byłby z pani dumny.  – powiedział ze wzruszeniem.

         – Nie rozumiem...  – blondynka również podniosła się z fotela i spojrzała zdezorientowana na detektywa. Ten sięgnął za pazuchę swojego okrycia i z wewnętrznej kieszeni wyjął złote puzderko z ozdobnie wygrawerowanymi inicjałami J.D. Dziewczyna otworzyła usta ze zdumienia.

         – To puzderko mamy!  – wykrzyknęła.

         – Tak. A to...  – powiedział uroczyście je otwierając.  – Jej ślubna obrączka, którą miałaś założyć w dniu swojego ślubu.

********************************************************************************
I jak Wam się podoba taki zwrot akcji? Spodziewaliście się? :)
Pozdrawiam ciepło!
Z.ola

5 komentarzy:

  1. bardzo podoba mi się całe opowiadanie, ciekawy pomysł :)
    życzę powodzenia w pisaniu

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc, kompletnie się tego nie spodziewałam. Teraz, kiedy Kasia ma pewność, że Rudzki i Janek są po jej stronie, a teczka z listami trafiła w ich ręce, śledztwo na pewno przyspieszy. Chociaż jestem pewna, że druga zainteresowana strona tak tego nie zostawi i spróbuje odzyskać listy. Zastanawiam się, jakimi jeszcze wydarzeniami nas zaskoczysz. I czy między Kasią i Jankiem też nastąpi jakiś przełom i wreszcie się do siebie zbliżą. Dziewczyna już wie, że może mu ufać, więc to chyba tylko kwestia tego, żeby on nie odrzucał jej tak, jak to robił do tej pory. Będę czekać z niecierpliwością na nowy rozdział :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej. Wiem, jestem beznadziejna, bo dawno miałam już skomentować. Ale jeśli mogę jakoś sobie poprawić w Twoich oczach opinię: przeczytałam całość. Od początku do końca. Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak piszesz. Tak wyważonego, spokojnego, merytorycznego i troszkę romantycznego stylu nie widziałam dawno. O ile... w ogóle.
    Czytając ten rozdział wkradł mi się jeden, maleńki chochlik. "Nie oddam ich panu, dopóki nie będę pewna, że jej pan ich adresatem". "Jest" miałaś na myśli, tak sądzę ;)
    Ogólnie rzecz biorąc, fabuła mi się bardzo podoba i jestem cholernie ciekawa, jak to się potoczy dalej. Mam nadzieję, że nie opuścisz tego bloga, bo to by była zbrodnia na literaturze, kochanie!

    Pozdrawiam serdecznie,
    candlestick z buzzingblood.blogspot.com

    PS. u mnie pojawiła się nowość, bo nie pamiętam, czy miałam informować, czy nie xd.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze :) Dają siłę i motywację do dalszego pisania! Nowy rozdział pojawi się najpóźniej do piątku ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. W tym rozdziale było cholernie dużo literówek, które utrudniały mi czytanie, ale opowiadanie ma fabułę, na tyle dobrą, że chyba żadne błędy mnie od niego nie odstraszą, zwłaszcza, że sam też takie liczne literówki popełniam, bo jak wiadomo, mamy swoje życie, żyjemy pewnie oboje w pośpiechu i piszemy gdy mamy czas, starając się publikować możliwie jak najczęściej. Ja sam często nie mam czasu na sprawdzanie swoich rozdziałów po kilkanaście razy, a jak wiadomo, umysł ludzki, często nie zauważa błędów, które sam popełnił, bo wie co tam pisze, więc czyta cały wyraz od razu, bez czytania po literce. Ktoś mi kiedyś zarzucił, że wrzucanie niepoprawionego rozdziału, to brak szacunku do czytelników. Nie do końca się z tym zgadzam. Gdyby był błąd na błędzie, to tak, ale jak wiadomo każdy jest amatorem, a rozdziały profesjonalnej korekty nie przechodzą, więc... więc mamy prawo do pomyłek. Nie wiem jak ty, ja zamierzam poprawiać po zakończeniu. Jeśli zamierzasz tak samo, to trochę brakuje mi u ciebie opisów. Niemal w ogóle nie zwracasz uwagi na pogodę, mimikę twarzy, takie gesty jak choćby odgarnianie włosów i tego mi brak, by bohaterowie stali się ludźmi, a nie kukłami.

    Co jednak do akcji, to zaczynam mieć podejrzenia, że Kasia może być córką Rudzkiego, bo jak wiadomo, wierność nie jest mocną stroną, zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn. Być może wojskowy ją zawiódł, zajmował się wojaczką lub gromadzeniem majątku, nudził ją, a prawnik miał klasę i charyzmę i... i raz dała się ponieść emocjom i ten raz wystarczył, by Kaśka była na świecie?

    Chyba teorię, które snuję, są za bardzo spiskowymi, prawda?

    No cóż, nadal lubię Jaśka i standardowo przechodzę dalej.

    A tak przy okazji, robię chwilę przerwy od czytania (kilka minut), w których odpiszę na twoje komentarze, bo kiedyś miałem w planach odpisywać na każdy, ale wychodzi na to, że często bym się powtarzał i... i przez to odpisuję na niektóre.

    Pozdrawiam i weny życzę, bo zaraz dobrnę do końca i będę wyczekiwał kolejnych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń