26 lutego 2015

11. A więc możemy się pobrać?

       Było samo południe. Ciepłe, słoneczne południe najpiękniejszego miesiąca wiosny. I chociaż na tłocznej ulicy Piotrkowskiej, nie było widać kwitnących jabłoni, ani pierwszych kwiatów, to wiosnę widziało się patrząc na roześmiane młode dziewczyny w kolorowych spódnicach i głośno przekrzykujących się handlarzy chwalących pierwsze, tegoroczne warzywa. Molly Andrews koniecznie uparła się, by tego dnia towarzyszyć Kasi w mieście. Nawet nie chciała słuchać o tym, że przyszła panna młoda zamierzała pójść na ślub w jednej ze swoich starych sukienek. Tak naprawdę nie było to czymś niespotykanym. Wiele kobiet nie miało po wojnie pieniędzy na kosztowne białe suknie i zakładało proste kostiumy. Szczególnie jeśli to był tylko ślub cywilny. Ale w świecie, w których wychowała się Molly to było wprost nie do pomyślenia! Dziewczyna musiała mieć śliczną suknię i najlepiej cały poczet druhen. Gdy także pani Maria zaczęła nalegać by poszły do krawcowej, Kasia w końcu uległa.

       - Ciekawa jestem, co powie na to, że biorę ślub za pięć dni! - mruknęła niezbyt szczęśliwa blondynka przyspieszając kroku.

       - Och, może ma już jakieś uszyte... Zresztą, po co się tam spieszyć? Nie wyjdziesz za mąż dopóki nie znajdziemy ci idealnej sukni! - zadecydowała Molly otwierając drzwi do maleńkiego saloniku, w którym mieścił się butik i pracownia krawiecka.

       - Dzień dobry! W czym mogę służyć? - powitała je zaraz przemiłym głosem wysoka, elegancka kobieta lustrując spojrzeniem ciężarną brunetkę.

       - Potrzebujemy sukni ślubnej. Skromnej, to będzie tylko uroczystość cywilna... - powiedziała szybko Kasia.

       - Musi być przepiękna. I koniecznie welon! - zawołała radośnie Molly rozglądając się po rozwieszonych na wieszakach sukienkach. -Spójrz tylko na tą! Jest śliczna! -wykrzyknęła brunetka chwytając jedną z sukni.

       Wytworna sprzedawczyni wstrzymała oddech patrząc jak młoda dziewczyna swoimi nie najczystszymi dłońmi dotyka śnieżnobiałego materiału.

       - Proszę uważać! To bardzo drogi model! - zwróciła się niezbyt miło do Amerykanki.

       - Ubierz się w nią Kate – poleciła przyjaciółce stanowczo Molly, ignorując kobietę. Onieśmielona Dzierzyńska dotknęła miękkiego materiału, po czym popychana przez Andrews zniknęła w przymierzalni.

       - Pozwólcie panienki, że pomogę... - rzuciła się ku niewielkiej kabinie sprzedawczyni, pewna, że owe dwie, dziwne klientki zaraz zniszczą jedną z droższych sukien, które miała w salonie. Niepotrzebnie się jednak bała, bo jasnowłosa dziewczyna bardzo delikatnie założyła ją na siebie.

       - Jest piękna... - szepnęła przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. - Tylko... och, ona jest zdecydowanie zbyt strojna... Ja przecież mam tylko ślub cywilny... I nie za dużo oszczędności...

       - Przyznam, że wyjątkowo pani pasuje... - odezwała się ciepło, niezbyt uprzejma dotąd kobieta. -Pani przyszły mąż będzie zachwycony!

       - To prawda! Nogi mu się ugną jak cię zobaczy!- powiedziała uśmiechając się promiennie Molly. Kasia zarumieniła się. Gdyby rzeczywiście się jemu spodobała... Gdyby Janek naprawdę ją pokochał...

       - Dobrze. Weźmiemy ją więc. Proszę mnie pomierzyć, aby pasowała idealnie w dniu mojego ślubu – zdecydowała Dzierzyńska, z bijącym sercem myśląc, że to już tak niedługo.



***



       Jan Słomski, tak jak się zapowiedział wstąpił do Biernacic jeszcze dwukrotnie, dzięki czemu jakimś cudem udało mu się udobruchać panią Marię, która uważała się z racji swojego wieku, jak za matkę dla panny Dzierzyńskiej. Oboje dużo bardziej bali się reakcji pułkownika Sierskiego, który, ku ich zdumieniu, nie okazał żadnego zdenerwowania. Mruknął tylko kilka uwag, że nie jest zbytnio zadowolony z kandydata, ale nie będzie stawał na drodze ich miłości.

       - A więc możemy się pobrać? - upewniła się jeszcze zdziwiona Kasia, patrząc niepewnie na Janka.

       - Ależ oczywiście! - odparł wzruszając ramionami. - Chyba nie sądziłaś panienko, że chcę twojej krzywdy? Wiem, że oburzył cię testament... Jednak nie ja go napisałem, ale twój drogi ojciec.

       - Aa... obrączka mojej matki? - wyjąkała zdezorientowana dziewczyna.

       - Naturalnie, osobiście wręczę ją panu młodemu tuż przed ceremonią ślubną – powiedział, z trudem ukrywając rozbawienie.

       - Co pana tak bawi? - zapytał lekko zdenerwowany Słomski.

       - Wy mnie bawicie. Myślicie, że nie domyślam się, dlaczego chcecie się pobrać tak szybko? Żal mi tylko młodziutkiej panienki, bo nie będzie miała lekkiego życia z draniem takim jak pan! - zaakcentował wyraźnie ostatnie zdanie, po czym ukłonił się elegancko i wyszedł. Tak po prostu wyszedł. Kasia popatrzyła zaniepokojona na młodego mężczyznę.

       - Skąd mamy pewność, że Rudzki mówi prawdę? Jak możemy mu ufać? - zawołała histerycznie. Janek spojrzał na nią ze zrozumieniem.

       - Znam go od wielu lat. To mój przyjaciel. Nie zawiedzie nas. Skoro mówi, że testament jest sfałszowany, to ma rację.

       - To jak w takim razie wytłumaczysz zachowanie pułkownika? W ogóle go nie interesuje to, że odbiorę mu prawa do zarządzania Biernacicami poprzez swój ślub! Źle go oceniłam! Jak mogłam być taka głupia! - powiedziała gwałtownie, tłumiąc cisnące się do oczu łzy.

       - Nie wiem co powiedzieć... Ja... Ja też jestem bardzo zaskoczony, ale musimy zaufać Rudzkiemu. Skontaktuję się z nim najszybciej jak to będzie możliwe. Jeśli... jeśli okaże się, że ślub już nie będzie potrzebny, zapomnę o wszystkim nie żądając pieniędzy.

       - To bardzo honorowo z twojej strony – stwierdziła. - Za dwa dni mamy wyznaczony termin w urzędzie. Zaufam wam, choć może jest to najbardziej nierozsądna rzecz, jaką uczynię w życiu. Jeśli nie przyślesz telegramem wiadomości do jutra, spotkamy się na ślubie.

       - Niech tak będzie. Nie oszukam cię. Nie mógłbym. Wiesz o tym, prawda? - zapytał patrząc przenikliwie na nią swoimi błękitnymi oczami. Jasnowłosa speszona spuściła wzrok.

       - Idź już lepiej! - powiedziała łamiącym się głosem. -Proszę, po prostu już odejdź... - powtórzyła, a gdy zdziwiony mężczyzna nie poruszył się ze swojego miejsca, wstała i ruszyła prosto do gabinetu swojego ojca, zamknęła drzwi na klucz i zaczęła płakać.



***



       W dniu ślubu, już z samego ranka w Biernacicach aż wrzało. Nad wszystkim, osobiście czuwała Molly, ku najwyższemu niezadowoleniu gospodyni, która jednak pomimo pomrukiwań dzielnie jej we wszystkim pomagała. Również chłopcy do dnia ślubu, pracowali więcej niż zwykle, aby zdążyć z uporządkowaniem obejścia wokół dworu. Zostały też posadzone kwiaty przy ganku. Wszystkich opanowała radosna atmosfera zbliżającego się wesela. Tylko przyszła panna młoda chodziła jakby nieobecna duchem, zamykała się częściej niż zwykle w swoim pokoju, przesiadywała godzinami przy biurku z papierami.

       - Czy pani Kasia nie powinna być trochę bardziej wesoła? - pytał dziwując się Mirek.

       - Och, to całkiem normalne przed ślubem, że się denerwuje – uspokoiła go wtedy pani Maria, racząc chłopca długą historią, jak to ona kiedyś wychodziła za mąż... nawet dwa razy... tylko za żadnym razem w końcu nie udało się jej powiedzieć sakramentalnego: "Tak".

       Molly Andrews, wielokrotnie uczestniczyła w przygotowaniach ślubnych swoich kuzynek w Pittsburghu i doskonale wiedziała jak powinien wyglądać "Ten Niezwykły Poranek".

       - Kate...! - szepnęła słodko do ucha śpiącej blondynki. - Pora wstawać! Musimy zacząć przygotowania! - oznajmiła radośnie. Kasia najpierw otworzyła prawe, potem lewe oko. Głowa bolała ją niemiłosiernie. Nie spała całą noc, a teraz, gdy nad ranem udało się się zdrzemnąć, przyszła Molly...

       - Molly! - ocknęła się nagle. - Czy przysłano do nas ostatnio jakiś telegram? - zapytała ożywiona.

       - Telegram? - ciężarna dziewczyna wzruszyła ramionami. - Nic mi o tym nie wiadomo. A gdyby przyszedł, pierwsza bym o tym wiedziała. No wstawaj! Gospodyni ci już wodę grzeje na kąpiel.

       - Zaraz będę gotowa. Proszę, zostaw mnie jeszcze na chwilę samą... Musze się pomodlić...

       - Dobrze – zgodziła się ochoczo Molly. - Ale zaraz tu wrócę i zaczniemy przygotowania. Musisz dzisiaj wyglądać wyjątkowo pięknie!

       - Tak... - mruknęła niezbyt przekonana Kasia zastanawiając się, czy Słomski w ogóle będzie na nią patrzył. Z trudem musiała się przyznać sobie samej, że w duszy bardzo tego pragnęła. Nawet, jeśli ślub i z założenia ich krótkie małżeństwo miało być pozorowane, to przecież to był pierwszy ślub w jej życiu. I choć detektyw Rudzki wesoło przekonywał ją, że z pewnością będzie mogła wyjść za mąż jeszcze raz, tym razem naprawdę, Kasia wcale nie była tego taka pewna. Bo kto zechce poślubić dziewczynę wokół której roztoczy się niedługo taki skandal? Blondynka prawie z płaczem spojrzała na śliczną, białą sukienkę wiszącą na drewnianych drzwiach jej pokoju. Nie powinno to wszystko tak wyglądać, nie powinno... Nic nie pasowało jej do tego "Szczęśliwego Dnia" o którym czasami rozmawiała z Honoratą, gdy były małymi dziewczynkami. Nic, oprócz pana młodego, którego, o ironio, chyba pokochała naprawdę...



***



       Ślub miał odbyć się o 13.00. Jan Słomski nie mogąc usiedzieć spokojnie w swoim niewielkim mieszkanku na poddaszu, udał się normalnie do pracy. Sekretarz widząc go trochę się przestraszył, czy dyrektor nie odwołał czasem ślubu, mężczyzna przekonał go jednak krótko, że musi doglądnąć jeszcze kilku rzeczy w fabryce, zanim się ożeni.

       - Ależ oczywiście. Byleby pan się tylko nie spóźnił! Kobiety tego nie ciepią – powiedział z obawą w głosie.

       - O mnie niech się pan nie martwi – uciął Słomski. Nagle jego wzrok przykuł jakiś dokument leżący na samym wierzchu sterty papierów. Janek zaraz chwycił go gwałtownie.

       - Co to jest? - zapytał potrząsając kartką przed przestraszonym sekretarzem. Chudy okularnik zestresowany zaczął się jąkać:

       - Paaa...paaa... pan Goldman wraca... Piii piiisze, że mają być sporzą...rządzone raporty fi...fi...finansowe... Bo...bo... chce wziąć pieniądze.

       - Jakie pieniądze? Przecież ostatnio wziął już wystarczająco dużo! On obróci tę fabrykę w ruinę! Potrzebujemy teraz inwestować w nowe maszyny!

       - Wi...wi..wiem panie dyrektorze...

       - Dlaczego mi nie powiedziałeś o tym wcześniej? - zapytał gniewnie.

       -Przecież pan ma dzisiaj ślub! -wyrzucił z siebie mężczyzna. - Nie chciałem pana kłopotać... Kto by pomyślał, że w dniu ślubu zjawi się pan dyrektor w fabryce! Przecież nikt się nie zjawia w pracy w dniu ślubu!- zawołał, po czym umilkł nieco przestraszony, czy nie powiedział czasem słowa za dużo.

       Ale Słomski zamiast zbesztać podwładnego, nieco się uspokoił i stwierdził tylko:

       -Chyba ma pan rację. Zajmę się tym dopiero jutro – Po czym zastanowił się chwilę i zapytał zdziwionego sekretarza: -Czy mógłby pan... pomóc mi w kwiaciarni wybrać odpowiednie kwiaty dla mojej przyszłej żony? Jest pan żonaty już od dwudziestu lat, domyślam się, że ma pan duże doświadczenie w tej materii.

       -Eghm... Ależ oczywiście... To znaczy, że mam zamknąć teraz pana gabinet i pójdziemy kupować kwiaty? - wolał się upewnić okularnik. Słomski przytaknął. - Ale zaraz... chyba pan wie, jakie są ulubione kwiaty pana narzeczonej?

       - Ulubione kwiaty? - zafrasował się nieco młody mężczyzna.

       - Nie wie pan? - zdziwił się sekretarz. - Ależ przecież był już pan żonaty! - wykrzyknął, nagle zdając sobie sprawę, że poruszył właśnie niezręczny temat.

       - Leah nie miała kwiatów na ślubie... była wtedy zima... - powiedział głucho zastanawiając się, co musiała czuć ta młodziutka Żydówka biorąc ślub całkowicie obdarty z tradycji, weselnych zwyczajów, pięknej sukni... I nawet tych głupich kwiatów nie miała... A Kasia? O jakim ślubie marzyła? Może chciała wymówić uroczystą przysięgę w kościele? Mieć długi welon? O jakich kwiatach marzyła? Słomski ponaglił sekretarza i wyszli razem do pobliskiej kwiaciarni kupić bukiet, który byłby godny marzeń każdej kobiety.

       Pułkownik Sierski już na niego czekał, przed skromnym budynkiem Urzędu Stanu Cywilnego w Łodzi. Był ubrany w wyjściowy mundur, towarzyszyło mu kilku, również na galowo ubranych żołnierzy.

       - W imieniu Andrzeja Dzierzyńskiego, ojca panny młodej, przekazuję ci tę symboliczną obrączkę – powiedział patetycznie pułkownik.

       - Dziękuję – odparł krótko biorąc do ręki złoty przedmiot. Obrączkę zdobił niewielki szmaragd. Jankowi przez myśl przeszło, że musiał być bardzo kosztowny.

       Pod budynkiem zaczęli zbierać się inni goście. Przyszło wielu dawnych przyjaciół Andrzeja
Dzierzyńskiego, ciekawych za kogo wychodzi jego córka. Półszeptem toczyły się rozmowy, że młodej dziedziczce tak zależało na pieniądzach, że uwiodła pierwszego mężczyznę, jakiego spotkała w mieście. Plotki uciszyły się jednak, gdy zobaczyli Słomskiego. Ubrany był w bardzo elegancki, ciemny strój, a w ręku trzymał imponujący bukiet rozmaitych kwiatów. Ciemne włosy miał zaczesane na bok, a zarost idealnie ogolony. Kilka obenych kobiet westchnęło cicho na jego widok.

       - Toż to ten nowy dyrektor fabryki... - szepnął ktoś.

       -Jest bardzo przystojny... - westchnęła młoda dziewczyna, daleka krewna Koterbskiego. Samego pana Stanisława nie było. Wiele osób widziało, jak zalecał się do Dzierzyńskiej. Ślub Kasi z Jankiem był jego osobistą porażką.

       Wreszcie pojawiła się i ona, panna młoda, w pięknej, śnieżnobiałej sukni do kostek, bogato zdobionej koronką i falbanami. Twarz miała zakrytą welonem, tak jakby szła do najpoważniejszego ślubu kościelnego.

       - Oczywiste, że jest dziewicą... - szepnęła pewnie jedna z kobiet. - Inaczej nie śmiałaby go włożyć... Ale do cywilnego?

       - Ma prawo! Może nie będą brali potem kościelnego? Dlaczego dziewczyna miałaby sobie odmówić przyjemności włożenia tak pięknego stroju?

       -Myślisz, że to innowiercy?

       -Nie wiem... Wiem tylko, że panna młoda wygląda ślicznie... Spójrz tylko, jak on na nią patrzy!

       -Ciii... już się zaczyna, idziemy...

       Urzędnik zaprosił wszystkich do środka, a gdy wszyscy zajęli już swoje miejsca, wygłosił krótkie przemówienie na temat ważności związku małżeńskiego w Rzeczpospolitej Polskiej.

       - Macie szczególny przywilej, służyć naszej świeżo powstałej z niewoli ojczyźnie, zdrowym potomstwem i uczciwą pracą- zakończył uroczyście. - A teraz proszę, by Państwo Młodzi wstali, będę odczytywał tekst przysięgi małżeńskiej. Powtarzajcie za mną. Zaczyna pan Jan Słomski. - Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny...

       - Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny... - powtórzył mężczyzna patrząc prosto w oczy dziewczyny.

       - Uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Katarzyną Dzierzyńską...

       - Uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Katarzyną Dzierzyńską... - głos mu się załamał, a wzruszenie opanowało go zupełnie. Blondynka zmieszana spuściła oczy.

       - I przyrzekam, że uczynię wszystko...

       - I przyrzekam, że uczynię wszystko... - powtórzył, w duszy gorąco zapewniając, że naprawdę mógłby zrobić dla niej wszystko. Wszystko oprócz...

       - Aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe – powiedział uroczyście urzędnik. Janek zawahał się. A co jeśli kobietę, którą się kocha uszczęśliwi to, że godzisz się na fałszywe małżeństwo?

       - Aby nasze małżeństwo, było zgodne, szczęśliwe i trwałe – zabrzmiał głos Janka.

       - A teraz kolej na panią Dzierzyńską... - uśmiechnął się do dziewczyny przyjaźnie urzędnik. Kasia szybko wymówiła słowa przysięgi, starając się nie patrzeć na Słomskiego. - Wobec zgodnego oświadczenia obu stron, złożonego w obecności świadków, oświadczam, że Związek Małżeński Pani Katarzyny Dzierzyńskiej i Pana Jana Słomskiego został zawarty zgodnie z przepisami. Dokumentem, który stwierdza fakt zawarcia Związku Małżeńskiego jest Akt Małżeństwa sporządzony w Księdze Małżeństw pod nr 1589. Proszę Państwa o podpisanie tego aktu.

       Poważnie, z nieco drżącymi rękoma podeszła najpierw Kasia, potem Słomski, a wreszcie i świadkowie, by podpisać wymagane dokumenty. Oprócz aktu małżeństwa, oboje w milczeniu podpisali krótką intercyzę.

        - A teraz możecie się już wymienić obrączkami- powiedział poważnie urzędnik, po czym dodał naprędce już mniej oficjalnym tonem: - I oczywiście Pan Młody może pocałować Panią Młodą.

       Twarz Kasi oblała się intensywnym rumieńcem. Janek nie patrzył jednak wcale na jej wstyd, ale szybko, jakby pospiesznie odsłonił jej twarz zza welonu i przycisnął swoje usta do jej ust, ku wyraźnej uciesze przybyłych gości.

       -Wiwat! Wiwat Młoda Para! Wiwat Państwo Młodzi! - rozległy się tu i ówdzie gromkie brawa i okrzyki. Jasnowłosa panna młoda uśmiechnęła się nieśmiało do przybyłych gości. Ktoś rzucił jej kwiaty. Jakaś starsza kobieta zaczęła ją przytulać i życzyć wszystkiego dobrego. Kasia jak zaczarowana chłonęła te chwile i zarumieniona dziękowała za dobre słowa. Nagle ktoś pochwycił ją wpół i wziął na ręce. Radosne okrzyki wzmogły się. To Janek wziął ją w ramiona i skierował się do wyjścia.

       - Och! Co robisz? Postaw mnie! - powiedziała ze śmiechem. I wtedy zobaczyła jego twarz. Był poważny i choć silił się na uśmiech, szybko odgadła, że nie jest mu do śmiechu.

       - Mam już dość tej szopki. Jedziemy do mnie – powiedział stanowczo, tak, by tylko ona to usłyszała. Gdy byli już na zewnątrz, Słomski skierował się w stronę swojego samochodu.

       - Ależ panie Słomski! - zawołała biegnąc za nimi pani Maria. - Gdzie pan nam ją zabiera? Wszystko przygotowane jest w dworku! Jest jedzenie i pokój... Specjalnie posłany dla nowożeńców...- powiedziała uśmiechając się filuternie. Kasia zbladła i z niepokojem spojrzała na ciemnowłosego mężczyznę. Ten uśmiechnął się wesoło i ukłonił gospodyni, a także pozostałym gościom:

       - Jest mi niezmiernie miło, że przyłożyła pani wszelkich starań do przyjęcia weselnego. Proszę poprowadzić gości i niech bawią się aż do rana! Mój sekretarz osobiście dopilnuje, by niczego nie zabrakło.

       - Tak, tak, ale...

       - Natomiast ja, dzisiejszy dzień i... noc chciałbym spędzić wyłącznie z moją piękną żoną- powiedział głośno, co spowodowało na wielu twarzach wesołe uśmieszki. Goście zaczęli im machać i znowu wiwatować na cześć młodej pary. Tylko Molly Andrews niepocieszona stała pośród tej całej rozwrzeszczanej i wesołej zgrai, zła, że nie odbędzie się bal z tańcami, i że nie dane jej będzie zatańczyć z panem młodym.




       Milcząc całą drogę, na szczęście niedługą, państwo Słomscy dojechali wreszcie do niewielkiej kamienicy, na której poddaszu mieściło się kawalerskie mieszkanie Janka. Mężczyzna otworzył dziewczynie drzwi i wskazał na schody.

       - Mieszkam na ostatnim piętrze, weź ten klucz i rozgość się – powiedział dość oficjalnie i podał jej niewielki kluczyk.

       - Dobrze – pokiwała głową i hardo ruszyła na górę. Bała się, nie miała pojęcia do czego zmierzał, ale postanowiła nie pokazywać strachu. Czy zrobi to? Na umowie nie zawarli tego podpunktu, chociaż przecież Rudzki zapewnił ją osobiście, że nie musi się o to martwić... A jeśli coś się zmieniło?

       Kasia otworzyła wprawnym ruchem drzwi i weszła do środka. Mieszkanie było małe. Zaledwie skromna kuchnia i sypialnia. Toaleta była na półpiętrze. Dziewczyna wzdrygnęła się. Nie podejrzewała, że współwłaściciel tak dużej fabryki, może żyć tak skromnie, choć musiała przyznać, że było tu bardzo schludnie. Nawet niewielkie okienka wychodzące na ulicę były świeżo umyte. Dziewczyna rozejrzała się wokół i zauważywszy duży wazon stojący na szafce, napełniła go wodą i włożyła do niego kwiaty. Nie miały dostępu do wody od co najmniej godziny...

       Gdy Janek ciągle nie pojawiał się, znudzona Kasia zaczęła szperać po szafkach kuchennych. A gdy już się najadła i obejrzała prawie wszystko co było "na widoku", odważyła się pójść do sypialni. Stało tam jedno łóżko, półka z książkami i biurko z szafkami zamkniętymi na klucz. "Pewnie, żebym nie zajrzała..." przemknęło jej przez myśl i nagle zrobiło jej się głupio. Przecież nie powinna aż tak bardzo rozglądać się po jego mieszkaniu. W końcu nie jest jego prawdziwą żoną, a za parę tygodni znowu staną się dla siebie zupełnie obcy. Chociaż gdzieś w głębi duszy pragnęła, by nie musieli się rozstawać, aby ten ślub był jednak na zawsze... Była już późna noc, dziewczyna zmęczona długim czekaniem, położyła głowę na miękkiej poduszce i chwilę później pogrążyła się w głębokim śnie.

       Zbudził ją dźwięk tłuczonego szkła. Kasia obudziła się gwałtownie i w przerażeniu spostrzegła, że nie znajduje się we własnym łóżku. Natychmiast zerwała się na równe nogi, potykając przy tym o długą, białą sukienkę. "Cóż za marnotrawstwo, aby traktować tak piękną suknię za koszulę nocną!" pomyślała ze zgrozą. Ale jedno musiała przyznać, materiał był miękki i przyjemny w dotyku.

       - Janek? -wyjąkała na widok wchodzącego do pokoju mężczyzny. Wyglądął na bardzo zmęczonego. - Gdzie ty byłeś przez całą noc?

       - To nieistotne. Ważne, że ludzie wiedzą, że noc poślubna już za nami – stwierdził. Jasnowłosa otworzyła usta ze zdumienia:
       - Wystarczyło, że spałbyś w kuchni! - zawołała chwytając się za głowę. Janek spojrzał na nią dziwnie, unosząc brwi:

       - Nie sądzę, byś mogła coś na ten temat wiedzieć. A teraz... może zjemy śniadanie? Kupiłem mleko, ale butelka się przed chwilą rozbiła, więc mam tylko bułki...

       - Dobrze. Lubię bułki... - odparła nieco zdezorientowana zajmując miejsce przy stole. - Może lepiej pójdź trochę odpocznij zanim wrócimy do Biernacic? Wyglądasz naprawdę źle – powiedziała, nieśmiało podnosząc wzrok na poważną twarz Słomskiego. Mężczyzna uśmiechnął się.

       - Wolałbym raczej jechać tam już jak najszybciej.

       - Oczywiście... -wyjąkała zastanawiając się nad znaczeniem usłyszanych przed chwilą słów.

*********************************************************************************
Rozdział z tych dłuższych i będzie też musiał na trochę dłużej wystarczyć, bo zaczynam nową pracę(hurra!!!), a co za tym idzie, będę miała mniej czasu. Pozdrawiam wszystkich serdecznie, koniecznie napiszcie jak Wam się podobał, pozdrawiam!

Z.ola

4 komentarze:

  1. Gratuluję znalezienia pracy :)
    Małżeństwo zawarte teraz trzeba cierpliwie czekać. wiesz jak czytałam to wyobrażałam sobie ten cały ślub i suknia Kasi musiała być piękna, Co prawda poskąpiłaś nam jej szczegółowego opisu, ale pozwoliłam zaszaleć wyobraźni :).
    Pozdrawiam, Lady Spark

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, z opisami tym razem się nie postarałam. Chyba już jak najszybciej chciałam dokończyć ten i tak odrobinę przydługi rozdział :) Dobrze więc przynajmniej, że masz bogatą wyobraźnię :)

      Usuń
  2. Oh, tak strasznie mi się ten rozdział nie spodobał. Spodziewalam się zupelnie czegoś innego. ZUPEŁNIE! Ślub miał być piękny, ona miała być piękna, a on w koncu powinien jej pokazać, że tak naprawdę dla niego to nie jest jakis glupi interes. Zawiózł ją do swojego domu, pozostawił samą. "Ważne, że ludzie myślą, że mamy noc poślubną za sobą" - co to było? Dobrze, że czeka na mnie kolejny rozdział. Idę do niego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Moll jet genialna, jak tak wszystko robi po swojemu i się niczym nie przejmuje, i pomaga nawet gdy jej pomocy nie oczekują xD Normalnie się zakochałem w tej dziewczynie.

    A więc już po ślubie. Muszę przyznać, że nawet im się ta uroczystość udała, choć trochę przykro, że odarł tak młodą żonę z uroczystości jaką jest wesele, przecież każda panna młoda o nim marzy, prawda?

    Kolejna sprawa dotyczy tego, gdzie on był tę całą noc? Rozbawił mnie zbitą butelką mleka i "ale mam bułki".

    Cóż, oni przynajmniej nie zrobili ze ślubu komedii, tak jak moja Cyntia i Hektor, którzy się nawet przed ołtarzem musieli sprzeczać, przysięgę pomylić i... wszystko ku uciesze gości oczywiście i gniewu księdza, który o mało co, a by ich wyprosił z kościoła.

    Pozdrawiam i lecę do kolejnego ;-)

    OdpowiedzUsuń