20 stycznia 2015

9. Cisza przed burzą.

Z samego rana do pokoju Dzierzyńskiej wpadła Molly. Nie przejmując się zbytnio śpiącą dziedziczką dworku, rozsunęła z rozmachem ciężkie zasłony i wpuściła poranne słońce. Kasia zmarszczyła przez sen czoło, jęknęła marudnie, i wreszcie, ku radości brunetki otworzyła najpierw jedno, a potem drugie oko.

  -Wstawaj! - pociągnęła ją lekko za kołdrę. Dzierzyńska szybko się rozbudziła, gdy jej nagie ramię zetknęło się z chłodnym powietrzem w pokoju.

  -Och Molly... - jęknęła i okryła się czym prędzej ciepłą pierzyną.

  Brunetka papatrzyła na nią figlarnie i znowu pociągnęła za okrycie, tym razem dużo mocniej, tak, że po chwili Kasia stała już na równych nogach, w lekkiej koszulce nocnej i ze złowrogim ogniem w oczach.

-Molly! - zdenerwowała się brutalnie obudzona dziewczyna. -Co ty wyprawiasz? Jest bardzo wcześnie!

  - Zupełnie zapomniałaś o naszym planie? Musimy przeszukać gabinet twojego ojca i znaleźć jakieś listy, które potwierdzą, że testament jest fałszywy!

  - Tak, masz rację! Która już godzina? Maria w domu? A Mirek i Zbyszek? - spytała pospiesznie zdejmując koszulkę i ubierając się w długą, spódnicę i skromną bluzkę.

  Molly niechętnie spojrzała na strój przyjaciółki.

  -Dziś jest niedziela. Na obiad przyjedzie Sierski... Nie możesz wyglądać jak własna służąca! Jeśli już o tym mówię, to pułkownik chyba ma zamiar przedstawić ci jakąś pokojową. Patrząc na ciebie teraz, boję się, że będzie miała na sobie bardziej elegancki strój...

-Nie jesteś zbyt uprzejma Andrews... - uśmiechnęła się wesoło Kasia lustrując samą siebie.
-Przebiorę się przed obiadem. Nie traćmy czasu – stwierdziła i chwytając Molly za rękę ruszyła z nią w stronę gabinetu ojca.



  Młode kobiety weszły do zakurzonego pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz. Dzierzyńska mimowolnie posmutniała. Ciężko było być tutaj i nie myśleć o ojcu. Dziewczyna z czułością brała do ręki porozrzucane książki i delikatnie odstawiała je do biblioteczki. Ukochane lektury ojca, dzieła polskich pisarzy. Niektóre nawet były kiedyś zakazane! Ich dziadek, również gorący patriota przetrzymywał je wszystkie w piwnicy, w specjalnej skrytce. A fragmentów Pana Tadeusza uczono się na pamięć. Ba! Niekiedy całych rozdziałów!

  - Kate! - zawołała towarzysząca jej brunetka, odrywając ją tym samym od wspomnień. -Spójrz co znalazłam! - zawołała z niemałą satysfakcją w głosie wymachując jakimś listem.

  Kasia niecierpliwie wyrwała jej go z ręki. Naraz jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu. To był list jej ojca... do niej i Honoraty... Z 23 kwietnia 1918 roku... Czyli jeszcze przed wyjazdem ojca do Francji... Być może był to ostatni list pisany z Polski, z Biernacic. Jasnowłosa dziewczyna zaczęła głośno płakać. Molly w ciszy objęła ją.

  - No... przeczytaj... - zachęciła ją delikatnie.

  - Tak... masz rację – powiedziała przez łzy i ze wzruszeniem zaczęła czytać na głos:
- Drogie dzieci, sprawa polska jest na dobrej drodze. Zamierzam wstąpić do armii polskiej gen. Józefa Hallera tworzonej we Francji. Nie martwcie sie o mnie, całe życie czekałem na chwilę taką jak ta, gdy będę mógł własną ręką przyczynić się do wolności naszej ojczyzny. Gdyby stało się to najgorsze, nie płaczcie po mnie, ale cieszcie się, bo to, że żyć będziecie w wolnej Polsce jest pewne, jak słońce, które wstaje co rano.

  -Czytaj, czytaj! - ponaglała ją Molly widząc, że dziewczyna zatrzymała się.

  -To koniec. To znaczy... dalsza część została zamazana... - powiedziała głucho.

  -Zamazana? Spróbuj jakoś to odczytać Kate! To może być klucz do zagadki!

  -Przykro mi. Wylał się w tym miejscu atrament. Ale to była już końcówka, utraciłyśmy jedno zdanie, może dwa...

  -Jedno zdanie! Mogło to być zdanie: "Testament umieściłem w dolnej szufladzie biurka!"

  Kasia spojrzała na przyjaciółkę powątpiewająco. Prawdą jednak było, że ojciec powinien w jednym ze swoich listów zamieścić informację na temat miejsca umieszczenia testamentu. A jeśli rzeczywiście oddał go w ręce Sierskiego, również powinien o tym wspomnieć.

  -Musimy szukać dalej. Ojciec z pewnością zostawił jakiś dokument na ten temat – powiedziała z przekonaniem blondynka i zabrała się za przeglądanie porozrzucanych kartek papieru.

  Większość z nich stanowiły stare rachunki na których widniały przychody i rozchody Biernacickiej mleczarni i stadniny koni, którą z taką lubością zajmował się sam Andrzej Dzierzyński. Pozostałe były albo puste, albo były notatkami z codziennego przeglądu prasy. Kasia usiadła na przybrudzonym dywanie i zatopiła się w ich lekturze. O wojnie słyszała przecież tylko zza oceanu, odczuwała ją chodząc biedniej ubrana i z własnej woli pracując w fabryce broni. Czymże to było w porównaniu z tym, że jej ojciec tu był? Polska była przecież w samym środku działań wojennych! Skrupulatne, wstrząsające zapiski ojca pisane były na przemian z wizjami przyszłości utworzenia Państwa Polskiego.  Nie zabrakło też wielokrotnych pochwał Józefa Piłsudzkiego, którego Dzierzyński był gorącym zwolennikiem.

  Molly natomiast powzięła sobie za cel przekartkowanie książek. Była przekonana, że gdyby sama miała coś ukryć, ukryłaby to właśnie w jednej z grubych książek, do których rzadko ktoś zagląda. Gdy natrafiła na bogato ilustrowany podręcznik weterynarii, postanowiła, że zrobi sobie chwilę przerwy i rozłożywszy się na wygodnym fotelu z zainteresowaniem oddała się studiowaniu obrazków przedstawiających między innymi odbieranie porodu u krów.

  Czas mijał nieubłagalnie. Pogrążone w lekturze kobiety przywróciło do rzeczywistości nawoływanie gospodyni:

  -Panienko Kasiu! Panienko Kasiu!



  Jasnowłosa z przerażeniem odłożyła notatki ojca i wstrzymała oddech, jednocześnie kładąc palec na ustach przyjaciółki. Muszą się stąd jakoś niezauważone wydostać... Naturalnie nie przez drzwi, które wychodzą na szeroki korytarz po którym chodzi gospodyni. W gabinecie na szczęście było także okno, porośnięte częściowo bujną winoroślą. Kasia nie namyślając się długo podwinęła długą spódnicę i wspięła się na parapet.

  -Zamierzam wyjść przez okno. Wychodzi na tylną część domu, nikt mnie nie zauważy. Porozmawiam z Marią, a potem po kryjomu otworzę Ci drzwi. Po prostu musisz być cicho do czasu jak nie wrócę – szepnęła. -Nie patrz tak na mnie. Nie pierwszy raz będę schodziła oknem. Nic mi się nie stanie – dodała widząc strach w oczach Molly.

  Andrews cichutko jak myszka wtopiła się mocniej w fotel i z napięciem obserwowała jak blondynka otwiera okno, po czym powoli za nim znika. Naraz z podwórza dobiegł krótki krzyk i głośne uderzenie czegoś o ziemię. Przerażona Amerykanka bezszelestnie wstała i podeszła do okna. Kasia siedziała na trawie masując obolałą kostkę. I wtedy nagle podbiegł do niej jakiś mężczyzna. Molly z bijącym sercem stwierdziła, że jest bardzo przystojny, a do tego ubrany w elegancki płaszcz, który musiał z pewnością niemało kosztować.

  -Kasiu? Nic ci się nie stało? - spytał przestraszony.

  Obserwująca ich z okna brunetka poczuła w sercu ukłucie zazdrości. Skąd oni się znają? Jej ciekawska natura chciała dowiedzieć się wszystkiego. Niestety, silny ból brzucha zmusił ja do powrotu na fotel.

  -Wszystko w porządku. Przewróciłam się – odparła Kasia, szybko dodając: - A pan co tu właściwie robi?

  -No cóż, właściwie nie podałaś mi adresu... Ale jakoś sam trafiłem – powiedział wesoło mrużąc oczy. Chciał podać dziewczynie rękę i pomóc wstać, ale ona szybko zrobiła to sama otrzepując spódnicę.

  Dochodziło południe, a wiosenne słońce świeciło mocno, jakby chciało nadrobić stracone, pochmurne dni odchodzącej już na dobre zimy. Kasia popatrzyła na niego uważnie.

  -Chyba już nieraz rozmawialiśmy w tym miejscu... Prawda? - spytała, szybko jednak żałując swoich słów. Twarz Jana Słomskiego przybrała chłodny wyraz.

  -Wolałbym o tym nie rozmawiać – odparł. - Po prostu doprowadźmy umowę do końca.

  -Oczywiście. Jeśli już o tym rozmawiamy, to Rudzki nie podał mi dokładnej ceny jaką pan będzie chciał otrzymać za fatygę... - powiedziała blondynka wracając do oficjalnego tonu głosu.

  Mężczyzna zawahał się. Nie chciał od tej dziewczyny ani grosza. Jego honor i męska duma nie pozwalały mu na branie pieniędzy za usługę tego typu. Nie był człowiekiem, który wystawiał na sprzedaż samego siebie! Czy ona naprawdę za takiego go miała?

  -Połowę wszystkich pieniędzy, które otrzymasz zgodnie z testamentem w dniu ślubu – powiedział twardo przyciszonym głosem obserwując twarz jasnowłosej.

  Nie mógł powiedzieć inaczej. Nie mógł powiedzieć, że rezygnuje z honorarium. Bo jak inaczej miałby się wytłumaczyć, że dlaczego się na to godzi? By ją chronić, bo Rudzki uważa, że grozi jej niebezpieczeństwo? Że jej ojciec został zamordowany, a sprawca jest na wolności i chce pozbyć się wszelkich dowodów, które mogą znajdować się w Biernacicach?

  Kasia niewzruszona pokiwała głową słysząc cenę. Widocznie spodziewała się sumy tego rzędu. Mimo wszystko była to korzystna dla niej opcja, bo Słomski nie chciał żadnych środków trwałych. Ziemia i dwór miały pozostać całkowicie do jej dyspozycji. Ciągle istniała też możliwość, że uda im się wraz z Molly odnaleźć odpowiednie dowody i będzie mogła wycofać się z układu...

  -Dobrze. Zgadzam się.

  -W takim razie jutro możemy spotkać się i podpisać umowę – stwierdził Słomski.

  -Już jutro? - zaniepokoiła się dziewczyna. Potrzebowała jeszcze trochę czasu, by przeszukać gabinet ojca. - Zależy mi na czasie, ale ślub może odbyć się najwcześniej za trzy tygodnie! Nie może budzić zbyt wielu podejrzeń...

  -W porządku. Umowę jednak możemy podpisać już jut...

  -Umowę podpiszemy w przeddzień ślubu. Nie widzę potrzeby, by robić to wcześniej – przerwała mu Dzierzyńska.

  Janek spojrzał na nią nieco zdziwiony, po czym nagle się roześmiał.

  -Liczysz na to, że Rudzki rozwiąże twoją sprawę przed upływem trzech tygodni i zaoszczędzisz na fałszywym mężu?

  Kasia spłonęła falą czerwieni. Nie przychodziło jej do głowy żadne sensowne wytłumaczenie. Na szczęście zza budynku wyłoniła się gospodyni, która widząc ich razem uradowana uniosła do góry ręce.

  -Och! Już ją pan znalazł! - zawołała uśmiechając się od ucha do ucha. - Za godzinę podaję obiad, mam nadzieję, że zechce pan zostać? -spytała przymilnie.

  Dzierzyńska z niepokojem spojrzała na mężczyzna. Miała cichą nadzieję, że ma on wiele innych spraw do załatwienia. Janek jednak kłaniając się elegancko pani Marii z chęcią przyjął zaproszenie.

  -Pozwoli pan, że w takim razie ubiorę stosowniejszy strój... - powiedziała dziewczyna z przerażeniem uświadamiając sobie, że Molly nadal siedzi zamknięta w gabinecie!

  -Do zobaczenia zatem w salonie! - rzekł uprzejmie Słomski.



*

  Po dokładnym rozejrzeniu się, czy nikogo nie ma w pobliżu, Kasia ostrożnie przekręciła klucz w drzwiach prowadzących do gabinetu. Molly siedziała, a właściwie półleżała w fotelu. Oczy miała załzawione, twarz czerwoną, rękami trzymała się za brzuch i wydawała z siebie cichutkie jęki.

  -Molly, kochanie! Co się dzieje? - przyskoczyła do niej od razu Dzierzyńska.

  -Znowu mnie boli – powiedziała żałośnie. -Boję się, że stracę to dziecko.

  -Chodź, pomogę ci wyjść z tego pokoju. Położysz się u siebie – powiedziała podpierając wstającą ciężarną.

  Kobiety wyszły przez nikogo niezauważone na korytarz, Kasia szybko przekręciła z powrotem kluczyk, i skierowały się w stronę sypialni. Jednak po zaledwie kilku krokach ciało Molly stanowczo odmówiło posłuszeństwa i wspierana przez przyjaciółkę dziewczyna osunęła się na podłogę.

       - Pomocy! - zawołała co sił Kasia, a co obolałej szepnęła: - Wszystko będzie dobrze kochana... Oddychaj głęboko, oddychaj...

  Na korytarzu, z salonu, który znajdował się tuż obok, znalazł się szybko Janek. Z zaskoczeniem spojrzał na leżącą w rękach Dzierzyńskiej młodziutką dziewczynę w ciąży, po czym przykląkł i wziął ją na ręce. Była drobniutka, więc mimo znacznie wystającego już brzucha nie stanowiła większego ciężaru. Spomiędzy łez Molly ku swojemu zdziwieniu dostrzegła nagle twarz owego przystojnego mężczyzny zza okna. Na jej okrągłej twarzy zakwitł promienny uśmiech.

      - Dziękuję, pokażę ci drogę do jej pokoju – powiedziała z wdzięcznością Kasia.

      - Co się stało panience Andrews? - zapytał wpadając jak burza na korytarz Zbyszek.

      - Znowu te bóle... - odparła smutno Dzierzyńska.

      - Iść po doktora? - spytał chłopak z niechęcią patrząc na Słomskiego niosącego Molly w ramionach.

      - Chyba trzeba będzie – stwierdziła blondynka otwierając drzwi od sypialni przyjaciołki.

      - Ja sprowadzę doktora – odparł Słomski. - Przyjechałem samochodem – dodał układając delikatnie dziewczynę na pościeli.

  Zbyszek zmarszczył brwi. Nie podobał mu się wcale ten elegancik. Kim jest i co nagle robi w ich domu? Panienka Kasia jednak nie wyglądała na zbytnio zdziwioną jego obecnością, wręcz przeciwnie. Wyglądało, jakby się cieszyła, że nieznajomy mężczyzna zaoferował swoją pomoc. Cóż za brak rozwagi! Młody chłopak westchnął i stwierdził w duchu, że musi zacząć uważnie go obserwować.

  Niecałą godzinę później w dworku pojawił się doktor, który uspokoił wszystkich stwierdzeniem, że panna Andrews po prostu się przemęczyła i że zaleca młodej damie więcej odpoczynku. Wszyscy odetchnęli z ulgą. A pani Maria, która nie przepadała za Amerykanką i od początku twierdziła, że to nic groźnego uśmiechnęła się szeroko i zaprosiła wszystkich do salonu.

  - Pułkownik Sierski powinien być lada chwila. Panie doktorze, może pan również zostanie? - zaproponowała uprzejmie Dzierzyńska kierując gości do dużego pokoju.

  - Pani wybaczy, ale obowiązki wzywają – odparł kłaniając się grzecznie. - Ot, i nie musicie państwo długo na pułkownika czekać, bo widzę już przez okno, że zmierza ku nam żwawym krokiem – powiedział wesoło, po czym zaczął się żegnać. Sierski minął lekarza w drzwiach frontowych. Nieco się zdziwił jego obecnością, zapytał krótko o powód wizyty, po czym podziękował za opiekę nad panienką Molly, tłumacząc, że jest chwilowym opiekunem posiadłości. Słomskiego natomiast przywitał dość chłodno.

  W dni zwykłe, Kasia i Molly jadały posiłki wspólnie z panią Marią i chłopcami. Gdy tylko jednak przychodził Sierski, gospodyni nakrywała do stołu osobno dla siebie, a osobno dla panny Dzierzyńskiej i jej gości. Tak było i tym razem. Przy dużym stole siedział na honorowym miejscu pułkownik, po jego obydwu stronach Kasia i czująca się już lepiej Molly, natomiast naprzeciwko siedział Jan Słomski. Sierski zadał Dzierzyńskiej kilka pytań odnośnie zakupów, które miał zamiar w najbliższym czasie poczynić. Później zaczął opowiadać o młodej Francuzce, która idealnie sprawdziłaby się w roli jej osobistej pokojówki.

       - Musi pani Katarzyna zdawać sobie sprawę z wagi jaką pani ojciec przywiązywał do wykształcenia... Obawiam się, że niewiele pani w Ameryce mówiła po francusku...

       - Tak, w istocie. Ale nauczyłam się tam angielskiego – powiedziała dumnie.

       - Angielski... Cóż to za nieprzyszłościowy język... - stwierdził krótko nie zwracając uwagi na żywe oburzenie Molly. - Doktor był tutaj... - zaczął patrząc troskliwie na Andrews.

  Młoda Amerykanka spojrzała na niego pochmurnie. Wcale nie była taka pewna, czy jego zainteresowanie jej osobą było szczere.

       - Wszystko już dobrze. Molly musi tylko więcej odpoczywać.

        To oczywiste w jej stanie – powiedział nakładając sobie kolejny kawałek mięsa. - Przyszła mi więc do głowy pewna myśl... Naturalnie, jeśli będą tego panie sobie życzyły... Otóż mam daleką krewną w Gdyni, ma willę tuż przy samym morzu. A wiadomo przecież jak uzdrawiający jest morski klimat. Jestem gotów jeszcze dziś wysłać do niej telegram, że panienki ją odwiedzicie i zamieszkacie u niej przynajmniej do czasu rozwiązania.

        -Och! - pisnęła nie mogąc ukryć już dłużej radości Molly. -To wspaniale!

        - Tak, to rzeczywiście byłoby bardzo miłe z pana strony – zgodziła się Kasia. - Może rzeczywiście byłoby to najlepsze dla mojej przyjaciółki.

-      - Ale czy znajdę tam dobrego doktora i akuszerkę, by odebrała poród? - zaniepokoiła się Andrews.

       - Drogie panie, osobiście o to zadbam – zapewnił Sierski uśmiechając się życzliwie.

  Przy drugim końcu stołu Janek poruszył się niespokojnie. Chrząknął, wstał ze swojego miejsca i powiedział stanowczo:

       - Pani Dzierzyńska nie może jechać.

       - O czym pan mówi? - westchnął nieco zirytowany pułkownik.

       - Widzę, że pani Katarzyna nie zdążyła jeszcze o tym nikomu wspomnieć, ale zaręczyliśmy się. Ja i panna Dzierzyńska chcemy się pobrać jeszcze tej wiosny.

  W kuchni rozległ się brzdęk tłuczonego szkła. To pani Maria ze zdumienia upuściła talerz. Siedzący obok niej Zbyszek z Mirkiem wymienili zaskoczone spojrzenia. Pułkownik starał się nie zdradzać emocji, ale można było się domyślić, że sytuacja jest mu zdecydowanie nie na rękę. W salonie zapanowała grobowa cisza. Nawet Molly nie śmiała połknąć wziętego do buzi kęsa. Cisza, przed burzą, pewnie tak określiłaby tą sytuację Kasia, gdyby wiedziała, co zaraz nastąpi...


*********************************************************************************
A o tym co nastąpi przekonacie się w kolejnym rozdziale, którego tym razem nie będę tytułowała, bo kolejny raz po jego ukończeniu zmienię zdanie.
Bardzo się cieszę ze stale rosnącej liczby Obserwatorów Fałszywej Obrączki. Będzie mi bardzo miło, jak napiszecie kilka słów na temat rozdziału dzisiejszego rozdziału. 
A tych, którzy jeszcze nie obserwują, serdecznie do tego zapraszam. Dzięki tej funkcji będziecie automatycznie informowani, jeśli pojawi się nowy rozdział.
Jestem bardzo ciekawa, której postaci nie lubicie najbardziej? 

Pozdrawiam, Z.ola

4 komentarze:

  1. No i jestem :) już zanim zaczęłam czytać, wiedziałam że to opowiadanie trafi w mój gust. Ciekawa fabuła i lekkość Twojego pisania - to sprawia, że kolejne rozdziały mijają niepostrzeżenie.
    Odpowiadając na pytanie: chyba najbardziej nie lubię Koterbskiego. Już od pierwszej chwili działał mi na nerwy z tym swoim kombinowaniem, jak dobrać się do dworku. Cieszę się, że Kasia nie dała się nabrać na jego zaloty. Wyjście za mąż za Janka jest stanowczo lepszym rozwiązaniem, nie tylko dlatego, że daje jej więcej swobody. Jestem pewna, że jego dawne uczucia w tej sytuacji odżyją, a i ona zacznie myśleć o nim teraz inaczej.
    Molly w każdym rozdziale bawi mnie tą swoją naiwnością. Polubiłam ją bardzo, mimo jej wielu wad. Jestem ciekawa, jaką przyszłość dla niej przygotowałaś.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. No jak to której? Rudowłosego krętacza, który z "wielkim" pułkownikiem mają bardzo nieciekawe zamiary. Odpowiedź jest prosta.
    Ciesze się, że Janek powiedział to prosto i wyraźnie. Zaręczyny, ślub za trzy tygodnie, wszystko potoczyło się w bardzo szybkim tempie. Miejmy nadzieje, że życiu dziewczyny nie zagraża niebezpieczeństwo. Cóż to za cud, że mam jeszcze jeden rozdział do nadrobienia. Zmykam do niego! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Powtórzę się, ale uwielbiam tą świeżość, dziewczęcość i radość życia u Moll, pomimo problemów jakie ma. Nie jest ona szczególnie dojrzała, ale z drugiej strony, to kiedy ona miała tak naprawdę dorosnąć, skoro jej życie polegało na balowaniu i odwiedzaniu salonów, bo wszystko inne załatwiał za nią ojciec, który choć surowy, to chyba na własną córkę, a szczególnie jej wychowanie, to raczej czasu za dużo nie miał, zważywszy na to na kogo wyrosła. Mniejsza o to, bo i tak ją uwielbiam. Stanowczo jest na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o ranking twoich bohaterów.

    A więc jednak Jaś nie chce pieniędzy, ale nadal trzyma fason. Obawiam się, że on chce tego ślubu i co gorsza - potem nie będzie chciał rozwodu. Spodziewam się, że nie chodzi mu tylko o chronienie Kaśki, choć o to pewnie też, ale jednak... jednak zależy mu przede wszystkim na niej samej, na niej całej, na niej, jako kobiecie, która stanie się jego własną już za 2-3 tygodnie, tak? Oby ten ślub doszedł do skutku, trzymam za to kciuki.

    No i kiedy pojawi się jakiś kawaler dla Moll? W tamtych czasach kobiecie nie wypadało iść przez życie całkiem samej, na dodatek z dziecięciem pod pachą. Dziecko powinno mieć ojca, jeśli to syn, to tym bardziej - przynajmniej takie wtedy panowało myślenie.

    "Angielski, cóż za nieprzyszłościowy język" - Boże, jak ja bym chciał, by ten facet miał rację, bo ja to tylko po Rusku i Romsku umiem coś powiedzieć, nawet poniekąd się dogadać, choć nie zawsze xD

    Pozdrawiam:
    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń