18 grudnia 2014

7. Ten, który był zawsze obok.

 
   Nikomu nic nie mówiąc o swoim spotkaniu z Rudzkim, Kasia w samotności męczyła się z podjęciem odpowiedniej decyzji. Tak naprawdę nie miała dużego wyboru. Pozostało jej albo zaufać Rudzkiemu, albo oddać swój niepewny los w ręce Koterbskiego, który coraz to usilniej próbował zdobyć jej serce. Wygnieciona karteczka z adresem jej "przyszłego męża" niemalże paliła ją w dłoniach. Co gorsza, nie zawierała ona ani imienia, ani nazwiska owego człowieka. Na próżno Dzierzyńska próbowała rozgryźć czy było to tylko roztargnienie, czy też zabieg umyślnie zaplanowany przez Rudzkiego. Po odczekaniu dwóch dni, by dać czas na przedstawienie tamtemu mężczyźnie propozycji przez jej doradcę, Kasia zdecydowała się odwiedzić osobiście osobę z kartki. Tym razem jednak nie mogła ponownie pozwolić sobie na samotną wyprawę, by nie wzbudzać podejrzeń u gospodyni. Zaproponowała więc pani Marii zakup nowych tkanin, by odświeżyć wygląd salonu, mając przy tym cichą nadzieję, że uda jej się dostać ukradkiem do właściciela fabryki włókienniczej.

   Był mglisty, rześki poranek. Jan Słomski pogrążony w rozmyślaniu szedł szybkim krokiem do pracy. Starał się być zawsze punktualny, by dać dobry przykład innym pracownikom. W ciągu ostatnich kilku lat jego życie wywróciło się do góry nogami. Z pomocnika przy gospodarstwie, przez małżeństwo z Leah Goldman , stał się nagle wielkim panem, któremu każdy skłaniał się kapeluszem na ulicy. Bycie współwłaścicielem największej łódzkiej fabryki włókienniczej było spełnieniem jego najśmielszych marzeń, ale też i wielkim przekleństwem. Jego dni pochłonięte były teraz obliczaniem strat i zysków, tworzeniem nowych planów rozbudowy i rozmowami z partnerami handlowymi. Jednak nie tylko brak czasu był jego problemem. Od kilku miesięcy fabryka miała znaczne straty spowodowane popadnięciem w alkoholizm drugiego właściciela,  Izaaka Goldmana. Poczciwy Żyd zupełnie załamał się po stracie ukochanej córki. Leah była jego jedynym dzieckiem i mężczyzna nie potrafił wybaczyć sobie, że nie zapewnił jej bezpieczniejszego schronienia.

   Gestem dłoni powitał kilku młodych pracowników i skierował się bezpośrednio do biura. Jego sekretarz, niski, bardzo szczupły mężczyzna w wielkich okularach skrzekliwym głosem zatrzymał go na początku korytarza:

   -Jakaś młoda dama czeka na pana. Kazałem jej usiąść w biurze i poczekać.

   Janek zmarszczył gniewnie brwi.

   -Ile ja razy powtarzałem, żebyś nie wpuszczał obcych ludzi do biura, kiedy tam nikogo nie ma?- zaraz jednak umilkł widząc przestraszoną młodą kobietę płochliwie wychodzącą z niewielkiego pokoiku, w którym mieścił się jego gabinet. Była ubrana w bardzo elegancki, brązowy płaszcz i czerwony beret. Gdy podniosła wyżej głowę otoczoną przez niesforne, jasne kosmyki włosów, zaskoczony rozpoznał w kobiecie Katarzynę Dzierzyńską, córkę jego byłego pracodawcy, pierwszą chłopięcą miłość. Dziewczyna cofnęła się kilka kroków nie wierząc własnym oczom.

   -Pan tutaj? -spytała głupio, bo nic innego nie przyszło jej do głowy. W myślach powtarzała sobie, że przecież to niemożliwe, że to pomyłka. Jan Słomski oczywiście nie jest właścicielem fabryki!

   -A oto i nasz właściciel i dyrektor we własnej osobie, pan Jan Słomski- powiedział uprzejmie sekretarz, ze zdumieniem zastanawiając się czemu jego słowa wzbudziły aż taki niepokój u tej dziwnej, młodej damy. Janek uśmiechnął się niepewnie i wskazując na gabinet powiedział ciepło:

   -W czym mogę służyć pani Kasiu? Proszę wejść do środka.

   -To pan jest jedynym właścicielem? -próbowała zabrzmieć naturalnie Dzierzyńska.

   -Jest jeszcze Izaak Goldmann, ale przebywa obecnie na urlopie... Nie wiem czy prędko wróci... Być może jednak ja będę mógł pomóc?- zapytał siląc się na swobodę. Dziewczyna pokryła się czerwienią. -Poradzę sobie sam, proszę wyjść- zwrócił się do sekretarza, który z otwartymi ustami przyglądał się tej dziwnej rozmowie.

   -Ja bardzo przepraszam, to naprawdę nic ważnego, nie chcę pana kłopotać- powiedziała szybko i niemalże rzuciła się ku zamkniętym przed chwilą drzwiom.

   Gdyby tylko mogła, zapadłaby się pod ziemię. Jaki to cud, że Rudzki najwidoczniej nie poinformował jeszcze o niczym Słomskiego!

   -Kasiu...- zatrzymał ją ciepło. -Naprawdę możesz na mnie liczyć. Potrzebujesz czegoś? Wiem, że jesteś teraz w nieciekawej sytuacji.

   Błękitne oczy zwróciły się ku niemu zaskoczone. Mężczyzna poczuł nagle jakby ukłucie w sercu.

   -Dziękuję... Chciałam po prostu spytać, czy mogłabym kupić nieco taniej większą ilość materiału. Planujemy z panią Marią odnowić nieco salon- powiedziała na jednym tchu. Słomski roześmiał się. Kasia odetchnęła z ulgą, policzki już tak nie paliły ze wstydu.

   -Dlaczego nie powiedziałaś od razu? Chętnie podarowałbym ci je nawet w prezencie, ale znając twoją dumę, raczej ich nie przyjmiesz. Oferuję zatem... Niech będzie, upust 30 procentowy. Sekretarzu!

   -Bardzo dziękuję!- powiedziała śpiesznie, dygnęła na pożegnanie i wybiegła z gabinetu, prawie wpadając na sekretarza.

   -Biegnij za tą młodą damą i daj jej upust na co tylko będzie chciała. Na nazwisko Dzierzyńska.

   -Tak jest!- przyjął polecenie nieco osłupiały i ruszył za dziewczyną, na tyle prędko, na ile pozwalały mu stare kości.

   Kasia szybko wytłumaczyła pani Marii, że musi śpiesznie coś załatwić, ale jeśli ona wybierze tu materiały z pewnością otrzyma rabat. Gospodyni tak się z tego powodu ucieszyła, że nie pytała nawet gdzie ona idzie. Dziewczyna co sił ruszyła na ulicę Zieloną. Absolutnie wszystko odwołać! Niech Rudzki wymyśli jakiś inny plan! Och, niemalże cudem uniknęła kompletnego poniżenia! Czerwony beret przechylił się na bok, jasne włosy poplątały zupełnie podczas biegu, a policzki zaróżowiały od wiosennego powietrza. Ludzie, których mijała odsuwali się na bok, niektórzy patrzyli ze zgrozą, inni wesoło się uśmiechali. Kiedy wreszcie dotarła do celu, pani Grażynka nie chciała jej wpuścić.

   -Pana Jerzego Rudzkiego nie ma. Ale przekazał panience, że wszystko idzie zgodne z planem i niebawem wyśle zaproszenie na kolejne spotkanie.

   -Ale pani nic nie rozumie! Ja wszystko odwołuję! Rozumie pani? Odwołuję!- krzyczała Kasia w stronę otwartego na drugim piętrze okna, z którego wychylała się Grażynka.

   -Dobrze, przekażę- powiedziała niedbale kobieta i zamknęła okno. Dzierzyńska bezradnie westchnęła. Nie pozostało jej nic innego niż czekanie.



*


   Jerzy Rudzki z zadowoleniem obserwował rozognioną blondynkę wypadającą niczym burza z budynku fabryki. Jeśli i na Słomskim spotkanie to zrobiło podobne wrażenie, to nie musi się martwić nad przebiegiem swojego planu. Pewnym krokiem wszedł więc do środka i od razu skierował się w stronę gabinetu dyrektora. Janek siedział nad stosem rachunków usiłując skupić się na pracy.

   -Cóż, podejrzewam, że ta urocza młoda kobieta nie przedstawiła ci swojej propozycji?

   Młody mężczyzna aż podskoczył na krześle. Rudzki często pojawiał się niezapowiedzianie w jego biurze, ale co on, u licha, miał wspólnego z Kasią?

   -Tak też sądziłem...- kontynuował. -Panna Dzierzyńska radziła się mnie w sprawie testamentu ojca. Jak wiesz, postawiona jest w dość trudnej sytuacji.

   -Wiem- odparł zdawkowo.

   -Potrzebuje szybko wyjść za mąż- mówił dalej Rudzki uważnie obserwując twarz Janka. Tamten jednak siedział niewzruszony. -Doradziłem jej, by wyszła za ciebie.

   -Co? -krzyknął jednocześnie pełen zdziwienia jak i oburzenia. -Rudzki, czy ty sobie ze mnie żartujesz?

   -Nie- odparł tamten poważnie. -To tylko na pewien czas. Otrzymasz za to pieniądze. Wiem, że ich teraz potrzebujesz.

   -Chodzi ci o fałszywe małżeństwo za pieniądze? -zapytał nie dowierzając. Całe ciało drżało mu ze wzburzenia. -Już raz prosiłem Dzierzyńską o rękę. Prosiłem by została moją żoną, bo ją kochałem! Nie chciała mnie! Czy może być większe upokorzenie dla mężczyzny niż czynienie tego ponownie, tym razem tylko dla pieniędzy? Za kogo ty mnie uważasz Rudzki?

   -Uważam cię za mężczyznę, który ją czasowo ochroni, dopóki ja nie znajdę zabójcy jej ojca.

   Rudzki wypowiedział te słowa przyciszonym, zduszonym głosem chwytając Janka za ramiona. Młody mężczyzna zobaczył w jego oczach strach. Prośba by ożenił się z Dzierzyńską była jego osobistą, błagalna prośbą. Dokładnie taki sam wyraz twarzy miał Goldman gdy rzucił mdlejącą Leah w jego objęcia podczas bombardowania.

   -Andrzej Dzierzyński został zamordowany?- zapytał nie wierząc własnym uszom.

   -Tak, a testament został sfałszowany. Wiem to teraz dobrze, kiedy Katarzyna zostawiła mi go na oględziny. Co gorsza, morderca, kimkolwiek jest, próbuje za wszelką cenę pozyskać Biernacice. Prawdopodobnie w dworze nadal znajdują się jakieś przedmioty oskarżające go. Gdyby znalazła je osoba trzecia, to już o krok od następnego zabójstwa. Życie Kasi jest zagrożone.

   Rudzki wyjaśniał jeszcze przez chwilę inne szczegóły, mówił o konieczności zachowania tajemnicy, w szczególności przed samą Dzierzyńską. Na pytanie kogo podejrzewa o morderstwo nie chciał odpowiadać.

   -Więc poślubisz ją?- spytał kończąc. W pokoju zapanowała cisza. Słomski nerwowo stukał kostkami dłoni o drewniany blat biurka. Gdyby tak zadano mu to pytanie kilka lat wcześniej...


*


   Kiedy tylko Kasia z gospodynią zajechały przed dworek, zaraz przybiegł do nich zdyszany Mirek i zawołał z przerażeniem w oczach:

   -Jakie to szczęście, że już jesteście! Panienka Molly umiera!

   -Co się stało? Mów prędko Mirek!- szarpnęła go za ramiona Kasia.

   -Panienka Molly wymiotowała, a przed chwilą zemdlała i nie możemy jej ocucić!- prawie płakał chłopiec. Kobiety wbiegły do środka. W salonie, na sofie leżała blada jak ściana dziewczyna, a nad nią stał zrozpaczony Zbyszek przykładając mokre okłady. Maria odsunęła go i wprawnym ruchem oceniła stan omdlałej.

   -Wyjdźcie chłopcy! Panienko, przynieś mi tu zaraz soli trzeźwiących z komódki- gospodyni nie pierwszy raz spotykała się z takim przypadkiem. Nagle przemknęła jej pewna myśl. Czy to możliwe? Czy mogła wcześniej tego nie dostrzec? Kobieta zamruczała zła na siebie, dotykając brzuch dziewczyny. Tyle lat doświadczenia! Kilka odebranych porodów i nie zauważyć tego u tej Amerykanki?

   -Proszę...- podała sole przestraszona Kasia.

   Gospodyni markotnie ocuciła Molly. Gdy omdlała wreszcie otworzyła oczy, Maria nie omieszkała powiedzieć co sądzi o jej stanie.

    -Ciąża! Ja wiedziałam, że coś jest z tobą nie tak! To dlatego uciekłaś z Ameryki! Ladacznica!

    -Przestań!- krzyknęła z oburzeniem Dzierzyńska. -Dość już Mario, zostaw nas same- dodała łagodniej. Rozgniewana gospodyni wyszła ciężko sapiąc. Molly nadal bardzo blada na twarzy popłakała się. Kasia miała cichą nadzieję, że Amerykanka nie zrozumiała ostatniego słowa starszej kobiety.

   -Naprawdę, mam już wszystkiego dosyć! Wszystko mnie boli, a na ostatnim dansingu byłam chyba z pół roku temu! To strasznie niesprawiedliwe, nie uważasz Kasju?

   Kasia zdziwiła się, że Andrews potrafi w takiej chwili narzekać właśnie na brak rozrywki. Najwidoczniej, nie zrozumiała dość dobrze słów Marii.

   -Byłyśmy przecież niedawno w teatrze...- przypomniała jasnowłosa obejmując Molly ramieniem. -A bóle w końcu miną. Jeśli chcesz, sprowadzę lekarza, który zbada twój stan.

   Dziewczyna ochoczo przytaknęła.

   -Już dobrze Molly, będziesz miała maleństwo. Razem się nim zaopiekujemy. Nie zostawię cię samej- szeptała ciepłe słowa do ucha zapłakanej brunetki, która powoli przestawała szlochać, aż wreszcie zupełnie się uspokoiła i mocno przytuliła do przyjaciółki.



*


   Jan Słomski ubrany w elegancki, wieczorowy surdut wszedł do przestronnej restauracji, w której miał się dzisiaj odbyć koncert poezji śpiewanej. Tu miał spotkać Katarzynę Dzierzyńską i doprowadzić do sfinalizowania układu. Kilka kobiet na jego widok zaczęło coś między sobą szeptać. Mężczyzna uśmiechnął się grzecznie do młodziutkiej ciemnowłosej panienki, która zdawała się nie odrywać od niego wzroku. Towarzysząca jej starsza kobieta już zaczęła przepychać się między innymi i ciągnąc swoją podopieczną kierować się w jego stronę, gdy nagle pośród tłumu zobaczył ją.

   Kasia miała na sobie długą, ciemną suknię odkrywającą plecy. Jej jasne włosy upięte były ozdobnymi zapinkami z pereł w luźny kok. Stała obok Koterbskiego i uśmiechała się do niego wdzięcznie słuchając pewnie jakiegoś komplementu rzucanego przez rudowłosego urzędnika. Janek zmarszczył brwi i pewnym krokiem ruszył ku nim.

   -Dobry wieczór pani...- skłonił się przed dziewczyną i złożył delikatny pocałunek na dłoni tak zdziwionej jak i przerażonej Kasi.

   -A pan to kto właściwie?- zapytał niezbyt uprzejmie Koterbski wyraźnie niezadowolony z obecności młodego mężczyzny przy jego przyszłej narzeczonej.

   -Jan Słomski, dyrektor fabryki włókienniczej. Pan zdaje się pracuje w urzędzie i zarządza nieruchomościami?

   -Stanisław Koterbski- powiedział urażony prostując się. Kasia nerwowo spoglądała na obu mężczyzn. Po wyrazie twarzy Słomskiego niemożliwe było odczytać, czy spotkał się z Jerzym Rudzkim...

   -Wygląda dziś pani zachwycająco. Jestem pewny, że wiele z obecnych tutaj panien chciałoby znać nazwisko tak doskonałej krawcowej- powiedział uśmiechając się czarująco.

   Dzierzyńska pokryła się falą czerwieni. Serce zaczęło jej bić mocniej. Więc wie? Więc Rudzki powiedział mu o wszystkim? A może on... może on przez ten cały czas... Nie, to przecież byłoby niemożliwe...

   -Czy jest pani dzisiaj z tym dżentelmenem, czy może chciałaby by pani dzisiejszego wieczoru towarzyszyć mi?- zapytał ciepłym głosem, ponownie lekko się kłaniając. Spojrzała na niego. Patrzył na nią śmiało swoimi błękitnymi oczami.

   -Będę zaszczycona pana obecnością- dygnęła, po czym chwyciła delikatnie ramię Słomskiego.
 -Z pewnością kiedyś dokończymy naszą rozmowę panie Koterbski, było mi bardzo miło- zwróciła się do rudowłosego mężczyzny, który nie próbował nawet ukrywać złego humoru.

   -Zaraz się zacznie. Zajmijmy miejsca- powiedział przyciszonym głosem Janek, nachylając się w jej stronę. Świat Kasi zawirował. Nie słyszała pieśni, wierszy, grającego na skrzypcach muzyka. Przed oczyma miała tylko tego ciemnowłosego mężczyznę, z lekkim zarostem, grubymi brwiami i nieco wychudłą twarzą. Mężczyznę, który był w jej życiu prawie zawsze obok.


*


   Jasnowłosa, czternastoletnia dziewczynka w żółtej, krótkiej sukience uważnie obserwowała zza płotu swoją guwernantkę i jej chłopca. Naturalnie młody mężczyzna przychodził tu w tajemnicy i nikt poza Kasią nie wiedział o tym, że się spotykają. Nagle szczupła blondynka odskoczyła gwałtownie i oblała się soczystym rumieńcem. Para skłoniła twarze blisko siebie i chłopak złożył delikatny pocałunek na ustach kobiety.

   -Co panienka Kasia tu robi?- usłyszała nad sobą przyjacielski głos Janka.

   -Och!- wykrzyknęła tylko zawstydzona i ukryła głowę w dłoniach nie chcąc by dostrzegł jej zmieszanie. Czemu musiał pojawić się właśnie w takiej chwili?

   -Wstawaj!- podał jej rękę. -Zupełnie pobrudzisz tę ładną sukienkę!

   Kasia wstała nieco naburmuszona i otrzepała sukienkę z ziemi i trawy. A następnie widząc, że chłopak idzie dalej do pracy w swoją stronę, pobiegła za nim dowiedzieć się, czy nic czasem nie zobaczył.

   -Ja tylko siedziałam i powtarzałam słówka francuskie- usprawiedliwiała się. Janek roześmiał się szczerze.

   -Nie martw się, nie powiem nic nikomu o twojej guwernantce- zapewnił. Kasia zmierzyła go podejrzliwie wzrokiem.

   -Na pewno?

   -Na pewno- powiedział wesoło, po czym nie mogąc powstrzymać się dodał: -Ale panienka niech mi obieca, że nie będzie już ich więcej podglądać!- zagroził z udawaną surowością. Kasia zaczerwieniła się.

   -Ja ich strzegę- powiedziała cichutko. -A pan, panie Janku ma już dziewczynę? Całował się już z nią pan?- spytała ciekawie, wlepiając w niego swoje duże, niebieskie oczy.

   -A może i mam. Ale jeszcze się z nią nie całowałem- odparł wymijająco i przyspieszył kroku.

   -A czemu?- drążyła widząc zakłopotanie chłopaka. Janek odwrócił się i dotykając brudnym z ziemi palcem jej czubka nosa odparł:

   -Bo jest jeszcze za mała.

   Oczy dziewczynki rozszerzyły się, speszona szybko odwróciła się na pięcie i uciekła.

   -I coś ty jej znowu nagadał?- zdenerwował się jego kolega stojący na tyle blisko, by słyszeć całą rozmowę. Janek roześmiał się widząc powagę przyjaciela.

   -Myślisz, że coś w ogóle zrozumiała?- odparł i skierował się w swoją stronę.


 
*********************************************************************************

To już ostatni rozdział w tym roku kalendarzowym. Nie zakończył się dramatycznie, pojawił się wreszcie długo wyczekiwany bohater, Jan Słomski, tym razem zagości już na dłużej. Wreszcie zaczyna się też wątek romantyczny. Ktoś jeszcze nie czyta Obrączki, bo uważa to za wiejące nudą, historyczne opowiadanie? Wątek miłosny zdecydowanie może go teraz zachęcić ;) 

Radosnych, ciepłych świąt i do zobaczenia w Nowym Roku!
Z.ola

7 komentarzy:

  1. Hej :D Twój blog został nominowany do Liebster Award :D Wystarczy wejść w zakładkę "Nominacje". http://thedayidiedtlumaczenie.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, nie wiem, czy bierzesz w tym udział, ale zostałeś/aś nominowany/a do nagrody Liebster Award. Szczegóły znajdziesz tutaj:
    http://naizawsze.blogspot.com/p/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czy wiesz, ale zostałeś/aś nominowany/a do nagrody Liebster Awards. Szczegóły:
    http://linoleum-mike.blog.onet.pl/2014/12/28/liebster-award/

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dziękuję za nominacje, zastanowię się, czy wziąć w tym udział.
    Byłoby mi jednak o wiele milej, gdyby każde z Was napisało także coś na temat obecnego rozdziału bądź też całego opowiadania. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. AAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!
    W końcuuu!!!!!!!!!!!!
    JANEK!!!
    Chociaż trzeba było go do tego popchnąć, to znajdzie w końcu szczęście ze swoją pierwszą miłością.
    Biedny, tyle lat żywił do niej uczucie, a ona go tak potraktowała, gdy wylał przed nią serce..
    Na szczęście Rudzki czuwa. Jednak można mu chyba ufać :)

    Okej, został mi niestety jeden rozdział... Ale nie umiem się powstrzymać i muszę go przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Obecność Janka w tym opowiadaniu była bardziej niż wyczekiwana. Nie sądziłam jednak, że pojawi się jako współwłaściciel jednej z bardzo dobrze prosperującej fabryki w Łodzi. Urodziłam się tam, także wspomnienia o łódzkiej manufakturze są bardzo bliskie mojemu sercu. Morderstwo? Zaaranżowane małżeństwo, aby chronić młodą Dzierżyńską? Tego się kompletnie nie spodziewałam!
    Najpiękniejsze w nadrabianiu zaległości jest to, że możesz z ochotą nacisnąć klawisz "nowy post" i Twoim oczom po raz kolejny pojawi się ciąg charakterystycznych zdań. Nie tracąc czasu - robię to! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. "upust trzydzieści procentowy" czy "trzydziestoprocentowy" ? Tak czy inaczej, liczebniki w opowiadaniach piszemy słownie.

    Mój świętej pamięci dziadek, kiedyś mi powiedział, by nigdy nie gardzić żadnym człowiekiem, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będziemy potrzebowali pomocy od tego kogoś, kim wzgardziliśmy. - To idealnie pasuje do opisania sytuacji Kaśki i Janka, bo ona nim kiedyś... no nie za ładnie, bardzo ostro go potraktowała, a teraz, a teraz jest na niego poniekąd skazana. Obawiam się, że on szybko nie będzie chciał oddać jej wolności, i że to małżeństwo wcale nie będzie takie różowe. No cóż, w życiu za wszystko się płaci, wszystko ma swoją cenę i niekoniecznie zawsze chodzi o pieniądze.

    Haha, dansing najważniejszy! xD Boże, co za idiotka... ja ją lubię, naprawdę ją lubię, ale chciałbym by trafiła na kogoś, kto ją stanowczo postawi do pionu, by przestała mieć głowę w chmurach i żyć dziewczęcymi marzeniami oraz pustymi rozrywkami. Niechże jej ktoś w końcu pokaże życie i jego trudy.

    Retrospekcja była genialna. "Ja tylko siedziałam i powtarzałam słówka francuskie" hehe xD Ile on jest od niej starszy? Być może było to gdzieś napisane, ale jednak mi umknęło.

    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń